Kiedy umierał papież…

…helikopter zniknął w chmurach.

Kiedy umarł papież, przerwano mecze, w pół taktu kończono przyjęcia weselne. Tylko wizytacja biskupia w Komorowicach trwała nadal. Ale to dobrze.

W 2005 roku Wielkanoc wypadła bardzo wcześnie, już 27 marca. Cztery dni później do parafii świętego Jana Chrzciciela w Bielsku-Białej Komorowicach przyjechał biskup Rakoczy. Poszedł na wizytację do szkół. Spotkał się z młodzieżą, którą dwa dni później miał bierzmować. Następnego dnia od rana po kościele uwijało się stadko pań i panów ze szmatkami, miotłami, kwiatami, barwnymi wstęgami, płachtami styropianu pomalowanymi w dekoracje. Trwało pucowanie i strojenie kościoła. Po wieczornej mszy bierzmowani mieli próbę: jak się poruszać, kiedy podejść, kiedy wstać, kiedy usiąść – normalna rzecz. Ale atmosfera gęstniała. W telewizji, która wówczas jeszcze zdecydowanie wygrywała z internetem, w zasadzie o niczym innym nie mówiono, tylko o chorobie Jana Pawła.

Do kościoła jeszcze podczas próby zaczęli przychodzi ludzie. Ogłosiliśmy, że będziemy się modlić do 21:00. Proboszcz zaintonował Apel Jasnogórski. Ludzie wyszli. Zakrystian zamknął kościół. Tuż przed 22:00 wyjrzałem przez okno. Na placu przed kościołem, przy krzyżu misyjnym, stała może nawet setka wiernych. Drzwi są po to, żeby, żeby ludzie mogli wejść do kościoła. Więc proboszcz je otworzył. Prowadziliśmy na zmianę różaniec. Ludzie śpiewali pieśni. O północy postanowiliśmy odprawić kolejną mszę. Było już sporo po 1:00, kiedy ludzie się rozeszli. Ale już przed 6:00 kościół był znowu otwarty. Po porannej mszy wystawiliśmy Ciało Pańskie w monstrancji. A jak ktoś ją ukradnie albo zniszczy? – pojawiły się pytania. Włamania do skarbonek były wówczas na porządku dziennym. Jakiś czas wcześniej nocni złodzieje ukradli – chyba na złom – rynny spustowe, odprowadzające deszczówkę z dachu kościoła. Trudno, zaryzykujemy. Nic złego się nie wydarzyło. A całodzienna adoracja trwa nieprzerwanie do dziś. Od dwóch dekad kościół pozostaje nieprzerwanie otwarty przez cały dzień.

Wieczorem przyjechał biskup, żeby kontynuować wizytację. Zaczęła się msza z bierzmowaniem. Biskup i proboszcz byli przy ołtarzu. Koledzy – z młodzieżą. Ja siedziałem w zakrystii przy… małym turystycznym radyjku. Internet w smartfonie nie był wtedy jeszcze taki oczywisty. Nasłuchiwałem wieści z Watykanu. Gdyby coś się wydarzyło, miałem natychmiast dać znać tym przy ołtarzu. Papież żył, ale było mu coraz trudniej. Tymczasem jeszcze przed uroczystością przejrzałem archiwum parafialne, żeby sprawdzić informacje o pobycie kardynała Wojtyły w Komorowicach, które przed powstaniem diecezji bielsko-żywieckiej leżały na krańcach archidiecezji krakowskiej. Za granicą parafii – w Bielsku, Mazańcowicach i Czechowicach-Dziedzicach zaczynała się już diecezja katowicka. Kardynał Wojtyła był w Komorowicach na wizytacji od 6 do 8 kwietnia 1972 roku. To także był w tygodniu zaraz po Wielkanocy, a więc według kalendarza liturgicznego dokładnie 43 lata wcześniej.

Po mszy z bierzmowaniem w kościele znów rozpoczęła się adoracja. Miała trwać tylko do 21:00, do Apelu Jasnogórskiego. Ale – jak dzień wcześniej – znów trudno było zamknąć drzwi przed nosem wciąż przychodzących ludzi. O 21.37 Jan Paweł II zmarł. Zapłakały dzwony kościelne. Wtórowało im przejmujące zawodzenie syren strażackich. Ludzie zaczęli napływać do kościoła jeszcze tłumniej. O 23:00 znów rozpoczęła się pierwsza msza o spokój duszy zmarłego papieża. Wiernych w kościele było jeszcze więcej niż poprzedniej nocy.

Kiedy umarł papież, przerywano mecze, w pół taktu kończono przyjęcia weselne, cichły kłótnie. Tylko wizytacja biskupia w Komorowicach trwała nadal. Ale to dobrze. Dla ludzi, których kardynał Wojtyła bierzmował cztery dekady temu, którzy ćwierć wieku wcześniej szli stąd piechotą do Oświęcimia, gnietli się w specjalnych pociągach do Krakowa i Wadowic na mszę papieską, jeździli z pielgrzymką do Watykanu. Dobrze dla biskupa Rakoczego, przez kilkanaście lat pracował w Watykanie, blisko papieża. Miał prawo do szczególnej żałoby. Był jedynym biskupem w Polsce – to fakt historyczny – który zaprosił papieża do swojej diecezji i którego zaproszenie papież przyjął, przyjeżdżając tutaj na krótko, tylko na jeden dzień, 22 maja 1995 roku, w cztery lata po ostatniej, tym razem nieudanej bo przez wielu niechcianej pielgrzymce do Polski w 1991 roku. Żałobę po papieżu biskup Rakoczy przeżywał nazajutrz po jego śmierci z parafianami z Komorowic. W kazaniu opowiadał, że poprzedniego wieczoru, po bierzmowaniu, kiedy wrócił do siebie, włączył telewizor. Akurat emitowano film dokumentalny o pielgrzymce ojca świętego do Skoczowa. Reportaż – kilkanaście minut przed 22:00 – wieńczyła scena startującego z Żywca helikoptera z Janem Pawłem na pokładzie. Maszyna znikła w chmurach, film się skończył. Nim napisy końcowe dobiegły końca, podano informację, że kilka minut wcześniej, o 21:37, Jan Paweł II odszedł do domu Ojca.

Piszę o tym nazajutrz po 20. rocznicy odchodzenia z tego świata św. Jana Pawła II. Przy tej okazji wielu zadaje sobie i innym pytanie, kim dla mnie, dla ciebie był Jan Paweł II. Jedni mówią o nim, jako o nauczycielu, inny jako o przewodniku duchowym, często pojawia się zapomniane dziś słowo „autorytet”, jest też święty i orędownik, dla kogoś może poeta i aktor, mówca i przywódca. Ja trochę się boję wielkich słów. I nie lubię powtarzać to, co mówią inni. Więc powiem tylko, że dla mnie i być może części mojego pokolenia, Jan Paweł II był jakąś częścią mojego życia. Nie ośmielę się powiedzieć, że chciałbym być taki, jak on. Nie ma szans. Ja tylko chciałbym być dzisiaj takim – pełnym wiary połączonej z entuzjazmem – jak byłem wówczas. I tyle mi wystarczy.

[Foto – W listopadzie 1989 roku miałem szczęście stanąć przed Janem Pawłem II twarzą w twarz. Są wspomnienia, zdjęcie i różaniec.]