Muszkieter Haüy…

…czyli historia człowieka, który nie potrafił się śmiać z kabaretu niewidomych.

Natknąłem się ostatnio na trzech wyjątkowych rewolucjonistów: zamiast wznosić barykady pokonali bariery, ograniczające niepełnosprawnych.

Walenty Haüy – tłumacz króla Ludwika XVI.

Zacznę encyklopedycznie. Walenty Haüy (czyta się to mniej więcej jak „aui”) urodził się 13 listopada 1745 roku. Jego ojciec był tkaczem. Ale dorabiał sobie także jako dzwonnik w pobliskim klasztorze Norbertanów zwanych również Premostratensami. Zabierał ze sobą Walka, gdy ten odrósł cokolwiek. Ale malca ciągnęło nie tyle do dzwonnicy, co do klasztornej biblioteki. Mnisi spostrzegłszy ciekawość świata tkaczowego syna zajęli się jego edukacją na tyle skutecznie, że chłopiec opanował… dziesięć współczesnych języków, tudzież starożytną grekę i hebrajszczyznę. Wiedza przysporzyła mu pieniędzy i sławy, z posadą tłumacza króla Ludwika XVI.

Gdy był u szczytu kariery zdarzyło się raz, że w porze obiadowej wyskoczył coś przekąsić w knajpce przy Place de la Concorde – największym (prawie 8 ha) skwerku Paryża, wieńczącym słynne Pola Elizejskie. Jak w sam raz obchodzono imprezę uliczną, znaną jako Targi Świętego Owidiusza, w ramach których naprzeciw restauracji pojawił się uliczny kabaret: złożony z pensjonariuszy paryskiego hospicjum dla… ślepców. Niewidomym ubrano błazeńskie czapeczki, pstrokate, za duże stroje i wielkie okulary z tektury. Każdemu dano do ręki instrument i kazano grać: na bębenkach, fujarkach, cymbałkach i czymkolwiek jeszcze. Ganiano ich w kółko, kładąc na ich drodze rozmaite przeszkody, na których się potykali i przewracali. Kakofonia dźwięków przeplatała się z jękami obolałych i rechotem przyglądającej się temu widowisku ulicznej gawiedzi.

Na Walentym wywarło wstrząsające wrażenie. Syn tkacza, który dzięki wrażliwości Norbertanów zdobył wiedzę i pozycję, o jakiej jego ojcu się nie śniło, teraz postanowił w ramach rewanżu zająć się niewidomych, traktowanych dotąd – podobnie jak wszyscy inni niepełnosprawni – na równie z bydlętami.

Walentyn Haüy – tłumacz króla Ludwika XVI – założył pierwszą taką szkołę dla niewidomych, w której zajęcia zaczynały się od nauki czytania. Do wynalezienia pisma trzeba poczekać aż urodzi się Ludwik Braille. Więc tymczasem Haüy zamówił plansze z wygrawerowanymi wypukle klasycznymi literami, które niewidomi rozpoznawali dotykiem. Młodych niewidomych uczył także rzemiosła, w którym wyrósł – przędzalnictwa i tkactwa. Umiejętność czytania i wrażliwość dotykową wychowanków udało się skojarzyć także z typografią.

Walenty Haüy – pomnik z niewidomym chłopcem.

Rewolucja Francuska upaństwowiła szkołę dla niewidomych. Sam Haüy wpadł w nią jak w pokrzywy: zaczął jako sekretarz Zgromadzenia Narodowego, potem był dwukrotnie aresztowany, w każdym razie gilotyny uniknął. Za to za czasów Napoleona został ogłoszony… terrorystą. Czy słysząc o emigracji w XIX myślimy wyłącznie o Polakach czy Rosjanach uciekających do Francji? Jeśli tak, to błąd. W tym samym bowiem czasie nasz Walenty Haüy uznany za terrorystę wyemigrował do… Rosji. Tutaj w Sankt Petersburgu założył kolejną placówkę tyflopedagogiczną, tym razem pod auspicjami cara Aleksandra I.

Kiedy napoleońska zawierucha ucichła nareszcie, Walentyn wrócił do Paryża i zamieszkał ze swoim bratem René, który był księdzem, kanonikiem katedry Notre Dame. Ów z kolei nie zajmował się niepełnosprawnymi, ale różnej maści kamolami, dzięki czemu uchodzi za ojca współczesnej mineralogii i krystalografii. Walenty zmarł w roku 1822. Pochowano na słynnym paryskim cmentarzu Père Lachaise (tam, gdzie nasz Fryderyk Chopin spoczywa).

Pierwszy kamyk z bariery, którą społeczeństwo odgrodziło się od niewidomych wyrwał z Walenty Haüy. Dlatego w jego urodziny – 13 listopada – obchodzi się światowy dzień osób niewidomych.

Skoro w tytule pomieściłem słowo „muszkieter”, to znaczy, że będą także jeszcze co najmniej dwaj inni. Wkrótce zaprezentuję jeszcze dwóch innych, o których w kontekście niepełnosprawności nie można nie wiedzieć.