Był najstarszym księdzem archidiecezji krakowskiej. Przeżył 96 lat, z tego 73 w kapłaństwie ksiądz infułat Jerzy Bryła.
Czterdzieści lat temu prowadził dla nas zajęcia języka migowego. Miał w sobie coś więcej nić uporządkowanie czy nawet elegancję: nosił się, poruszał się, wysławiał i gestykulował z jakąś nieuchwytną gracją, z wdziękiem. Już wówczas był duszpasterskim i towarzyskim – jak to się mówi po krakosku – fiszem.
Sądząc po właściwym mu bon tonie niektórzy – zapewne z nim samym na czele – spodziewali się, że jego zacne skronie ocieni kiedyś czapka biskupia, tymczasem infułacką zadowolić się musiał. Nic straconego. Życie uczy bowiem, że to głowa czyni kapelusz wartościowym a nie odwrotnie.
W gronie przyjaciół miał słynnego kardiochirurga profesora Antoniego Dziatkowiaka – mistrza 30 tysięcy operacji, w tym 500 przeszczepów serc. Anegdota opowiada, że pewnego razu przechadzali się po Cmentarzu Salwatorskim, ulokowanym u stóp Góry Świętej Bronisławy, po drodze na Kopiec Kościuszki. To nekropolia, na której można znaleźć nagrobki między innymi Karola Bunscha, Jana Sztaudyngera, Kornela Filipowicza, Antoniego Kępińskiego, Eugeniusza Romera. Podczas spaceru i przeglądu tych i jeszcze wielu innych zacnych nazwisk nagrobnych profesor Dziatkowiak pyta księdza Bryłę, co trzeba zrobić, żeby być tutaj pochowanym.
– Nic – odpowiada salwatorski proboszcz. – Trzeba tylko umrzeć…
Ksiądz Bryła „zrobił jak powiedział” – 19 października 2024 roku umarł i pochowano go na Cmentarzu Salwatorskim. Niech odpoczywa w pokoju – takim wdziękiem, z jakim żył.