To obraz głowy Jezusa w koronie cierniowej. Taki sposób przedstawiania Zbawiciela wiąże się z legendą, która swoimi początkami sięga czasów starożytnych, upamiętnioną w nabożeństwie Drogi Krzyżowej.
Według legendy kobieta niegdyś uzdrowiona przez Jezusa z upływu krwi (Łk 8,40-48), miała później w geście wdzięczności podbiec do Jezusa dźwigającego krzyż, by chustą (ręcznikiem) otrzeć mu umęczoną twarz, w nagrodę uzyskując jej odbicie na płótnie. Chusta ta, po wielu perypetiach, miała dotrzeć do Rzymu. Przechowywano ją w Bazylice Świętego Piotra. Tu, na jednej z kolumn przy konfesji Księcia Apostołów do dziś widnieje wizerunek św. Weroniki Jerozolimskiej oraz wyobrażenie aniołów unoszących wysoko jej chustę z Obliczem Pana, by wierni go szukali i znaleźli (ten motyw licznie pojawia się w psalmach, np.: Ps 4,7, Ps 22,25, Ps 27,8 itd.).
Jest w tym wszystkim pewien paradoks. Weroniki nie wspomina żadna linijka Nowego Testamentu. Jej legenda rodzi się dopiero 600 lat po Chrystusie. Nie istnieją żadne dowody, poza rozdmuchanym na początku drugiego tysiąclecia kultem miłosiernej niewiasty, na istnienie Weroniki (to zresztą imię pochodzenia greckiego, oznaczające “prawdziwy obraz”). A mimo to dziś nie w każdym kościele musi być wizerunek Piotra, Andrzeja, Jana. Ale w każdym jest stacja Drogi Krzyżowej ze św. Weroniką.
Aż trudno w to uwierzyć, ale w Średniowieczu pielgrzymi przybywali do Rzymu nie po to, żeby zobaczyć papieża albo grób św. Piotra, ale właśnie Cudowne Oblicze. Jego miniatura w formie obrazka była znakiem odprawienia pielgrzymki do Rzymu, tak samo, jak muszla stała się znakiem pielgrzymujących do Santiago de Compostella.
Z chustą Weroniki coś się podziało dopiero w czasach Reformacji. Zginęła? Została skradziona? Spalona? Nie wiadomo. Wszystko jest możliwe, skoro rozruchy religijne w 1527 roku nie ominęły Wzgórza Watykańskiego, pociągając za sobą nie tylko zniszczenia materialne ale również liczne ofiary. Watykan nigdy nie wydał w tej sprawie żadnego oświadczenia. Do dziś nie wiadomo, co się z owym płótnem stało.
Jest też w tej historii rodzimy okruch. Na początku XVII wieku kopię Oblicza Pana zamówiła w Rzymie – zapewne słono za to płacąc – polska królowa Konstancja Habsburżanka, druga żona Zygmunta III Wazy, matka Jana II Kazimierza. Zwodzono ją z tym zamówieniem przez kilka lat, że niby wizerunek się zapodział, że kopię może wykonać tylko odpowiednio utalentowana osoba duchowna. W końcu w 1616 roku obraz Oblicza, namalowany w Rzymie, oprawiony z przepychem, dotarł do Polski. Podobno sam papież Paweł V przepraszał królową, że to tak długo trwało. Konstancja, choć nie lubiana przez polską szlachtę, bo słabo mówiła po polsku, była wzorowo pobożna. Zmarła cztery lata po otrzymaniu zamówienia z Rzymu, na skutek udaru słonecznego, którego nabawiła się podczas procesji Bożego Ciała. Spoczywa w Kaplicy Wazów, w Katedrze Wawelskiej.
Jej kopia Chusty Weroniki znajduje się w skarbcu w wiedeńskim Hofburgu. Ową kopię, niemal tak piękną, jak oryginał – jak powszechnie onegdaj rozpowiadano – popełnił Pietro Strozzi z Florencji.
A później papież Paweł V zakazał zarówno prezentowania watykańskiej Chusty Weroniki, jak i jej kopiowania – pod karą ekskomuniki. I tyle ją widzieli.