13 grudnia: św. Łucja

Święta Łucja dnia przyrzuca. I wieści pogodę na styczeń oraz leczy oczy. Zresztą – w sprawach oczu nie jest jedyna.

…dnia przyrzuca. Bo w imieniu ma światło. Po łacinie „lux, lucis”, to właśnie światło. Od tego słowa pochodzi imię męczennicy, co wolała śmierć ponieść okrutną, niż wiary się swojej wyrzec. Nie od razu chciano ją zamordować. Zrazu bowiem postanowiono, wzorem innych ochrzczonych dziewcząt, przymusić ją do prostytucji. Wieziona do zamtuza okaleczyła się i oszpeciła, wykłuwając sobie oczy. Zamieniono zatem ów wyrok pohańbienia na śmierć okrutną, przed którą jeszcze Niebiosa okaleczone oczy Łucji cudownie zaleczyły. Stąd do dziś uchodzi ona za patronkę zarówno chorób wzroku jak i orędowniczkę panien nie najcięższych obyczajów. Na obrazach malują ją z palmą męczeństwa i tacką, na której leży para oczu.

…dnia przyrzuca. Widać to gołym okiem. Trochę niepokojąco wyglądają te Łucjowe oczy na tacce. Przypomina ona patenę, na której konsekruje się chleb Eucharystyczny – ewangeliczny symbol wiary chrześcijańskiej. Ale owa tacka przypomina też dawne zwierciadło, wykonywane z polerowanej blachy. Nie zawsze na tyle czyste, że klarownie odzwierciedlało rzeczywistość. Dlatego św. Paweł w Hymnie o miłości pisze: „teraz widzimy niejasno, jak w zwierciadle”. A na świętą Łucję istniał też zwyczaj poświęcania luster (jak na świętą Agatę – chleba). W Łucjowe lustra spoglądało się, gdy chorowały oczy. Takie lustra polerowano przy pomocy popiołu, który pozostał niewykorzystany po Środzie Popielcowej. Drugą, obok Łucji, specjalistką od oczu jest św. Otylia. Urodziła się pod koniec VI wieku. Była niewidoma. Ojciec chciał ją zabić: po co mu kalekie dziecko. Matka ją ukryła. A później – niczym do okna życia – oddała córkę do klasztoru. Podczas chrztu dziewczynka cudownie uzyskała wzrok. Malują ją jako mniszkę, co na tacy albo – jeszcze częściej – na książce trzyma parę oczu.

Z lewej – Łucja. Standard: palma, oczy na wypolerowanej niczym zwierciadło patenie. Z prawej – Otylia z oczami na księdze.

…dnia przyrzuca, bo ludowe przekonanie utrzymuje, że od świętej Łucji dni zaczynają się wreszcie wydłużać. Ale jak to, skoro zachód Słońca aż do Bożego Narodzenia co dzień nieco później wypada? Zachód tak – tłumaczą znawcy – ale wschód już pomaleńku coraz wcześniej nastaje. Dlatego w Szwecji, gdzie dzień świętej Łucji jest wielkim świętem, korowody dziewcząt ubranych na biało (bo Łucja była dziewicą) z czerwonymi paskami (oznaczającymi jej męczeństwo) wyruszają na ulice miast i wsi wczesnym rankiem. Wybiera się jedną „Świętą Łucję” i nakłada jej na głowę wianek ze świeczkami, a pozostałe panny trzymają po jednej świecy w ręku, niczym nasze dzieci, zmierzające na Roraty. Przy okazji wszyscy zajadają się szafranowymi ciasteczkami z rodzynkami i piernikiem.

Szwedzkie święto: najładniejsza w wianku ze świecami „robi” za świętą Łucję. Mniej najładniejsze ze świecami w ręku jej towarzyszą. Wszystkie mają białe szaty i czerwone paski.

…dnia przyrzuca. A skoro tak, to Nowy Rok coraz bliżej. Jaki będzie? Tak w ogóle i pod każdym względem – nie wiadomo. Ale przynajmniej co do pogody można nabrać pewnych oczekiwań. Od wspomnienia świętej Łucji do Bożego Narodzenia pozostaje dwanaście dni. Każdy z nich pogodę na kolejne miesiąca przyszłego roku zapowiada. Sama święta Łucja wieści, jaki będzie styczeń. 14. grudnia odpowiada lutemu, 15. – marcowi, 16. – kwietniowi i tak dalej, aż do Wigilii, która opisuje przyszłoroczny grudzień. Mój dziadek miał w kredensie – „za szybami”, jak się mówiło – specjalny zeszyt, w którym każdy z tych dni dokładnie opisywał. A potem, na początku każdego miesiąca notatki te uważnie studiował. Dziś zapewne zapytałbym o sprawdzalność owych przepowiedni. Wówczas, gdy żył jeszcze, do głowy mi to nie przyszło.