Choć mizerna i cicha pojawia się niemal w każdej z naszych kolęd. Jest w kazaniach na Boże Narodzenie i w naszej świadomości. Nie ma jej jedynie w… Ewangelii.
Można osobiście sprawdzić: w całym Nowym Testamencie nie występuję słowo „stajnia”, „szopa”, „szopka” ani „stajenka”. To jedynie wytwór naszej wyobraźni i głęboko zakorzenionej tradycji, choć nie bezpodstawnej.
Wszystkiemu winien żłób.
On bowiem aż dwukrotnie występuje w opisie św. Łukasza: Maryja owija nowo narodzonego Jezusa w pieluszki i kładzie w żłobie, a następnie pasterze znajdują Niemowlę leżące w żłobie – cokolwiek by to nie znaczyło. Bo w oryginale greckim Ewangelii pojawia się tutaj słowo „fatne”. Można je przetłumaczyć jako żłób – czyli wydrążone (wyżłobione) w kamieniu koryto służące do karmienia lub pojenia bydła. W tradycji śródziemnomorskiej ów „żłób” raczej nie był kamienny. Najczęściej był konstrukcją z patyków połączonych plecionką z gałązek. Mógł być rodzajem przenośnego kosza albo konstrukcją umocowaną w stajni. Trochę jak nasze rodzime jasła – ażurowy pojemnik z połączonych patyków czy listew, do którego wkładano suchą paszę dla zwierząt. Stąd w pastorałkach śpiewamy, iż Maryja Jezusa w jasełkach złożyła – i w ogóle Boże Narodzenie kojarzymy z Jasełkami (od jaseł czy – jak mówią górale – jaśli). Fatne oznaczało też plecione sakwy, które zakładano na grzbiet osiołka, znajdujące się po bokach zwierzęcia – trochę większe, niż współczesne sakwy rowerowe czy motocyklowe. W jednej części udający się w podróż zabierali niezbędne rzeczy osobiste, w drugiej układali prowiant, przykrywając go porcją siana dla osiołka – to było trochę jak kanister paliwa na zapas, w końcu osiołek robił za ówczesny pojazd. Nie mamy pewności zatem, czy Maryja położyła Jezusa w jasłach umocowanych w rzeczywiście w stajence czy też w podróżnym, podwójnym koszu, natenczas zdjętym z grzbietu osła.
Jednak nie lekceważmy stajenki!
Zastanawiałem się, kiedy w Biblii po raz pierwszy pojawia się stajnia. Skojarzenie z Herkulesem i Augiaszem nie jest zbyt biblijne. Ale pierwszym, co przyszło mi do głowy, była arka Noego. Skoro ów zabrał ze sobą po siedem par zwierząt koszernych i po jednej niekoszernych, to jego arka musiała być nie tylko środkiem ocalenia, ale niewyobrażalną wprost… stajnią, z wszystkimi tego konsekwencjami. Wcale się nie dziwię, że po czterdziestu dniach przebywania w arce wszyscy mieli dość. Znajdźcie sobie jakąś stajnię czy oborę i posiedźcie sobie w niej cały dzień. Chyba, że ktoś cierpi na gruźlicę – niegdyś leczono ją w końskich stajniach, bowiem wdychanie stajennych wyziewów traktowano – nie bez słuszności – jako inhalację pochodnymi azotu, których ci w łajnie dostatek. Wobec tego arka-stajnia jawi się jako zapowiedź wybawienia, proroctwo betlejemskiej groty ze żłobem. I to jest piękne.
Zastany stan pobudza do zastanowienia i postanowień.
Etymologicznie nasza „stajenka” jest słowem niezwykle ciekawym. Pochodzi od słowa „stan”, który w starych językach słowiańskich oznacza namiot, jakiś rodzaj schronienia służący komuś, ktoś się zatrzymał – stanął w jakimś miejscu. Stajenka betlejemska jest miejsce gdzie Bóg stanął na ziemi. Jej pamiątka wznoszona w naszych kościołach przypomina: trzeba na chwilę STANąć, żeby się zaSTANowić nad swoim STANem, a jeśli okaże się, iż ów nie jest imponującym trzeba dokonać rozSTANia ze swoją marnością i podjąć konkretne poSTANowienia, co do lepszego jutra i w ogóle wieczności, zanim naSTANie era Mesjasza. Cóż, w stajence może nie ma czym oddychać, czego smakować, ale jest nad czym myśleć.
Maryja złożyła Jezusa w żłobie, gdyż „nie było dla niech miejsca w gospodzie”. Gdybyś ktoś chciał czegoś więcej dowiedzieć się na temat owej gospody, odsyłam do osobnego artykułu na jej temat: https://stacjaniebo.pl/2022/10/biblijny-rzeczownik-gospoda/
[foto: ikona z ołtarza w grocie Narodzenia w Betlejem – tu „fatne” – żłób – jest plecionką, a nie kamiennym korytem]