21 listopada minęła rocznica śmierci cesarza Franciszka Józefa I. Dopiero wówczas – w 1916 – skończył się XIX wiek.
W 1880 roku FJI gościł w Krakowie. Jakiś czas wcześniej raczył przyjąć na audiencji przedstawicieli gminy żydowskiej w królewskim mieście i na pamiątkę obdarował ich własnym portretem naturalnej wielkości, ze wskazaniem by umieścili go w Starej Synagodze.
– Jak to zrobić skoro w synagodze nie godzi się instalować niczyjej podobizny, Prawo tego zabrania?
Długo się zastanawiali. Aż wymyślili, że cesarski konterfekt zawieszą… twarzą do ściany. FJI podczas wizyty u stóp Wawelu zajechał do synagogi. I zastawszy swój portret odwróconym, zdziwił się a nawet zaniepokoił. Sytuację uratował rabin Szymon Sofer:
– W dni powszednie zakładamy tefilin (owinięty wokół lewego ramienia rzemyk że skórzanymi pojemniczkami na cytaty z Tory). One symbolizują obecność Najwyższego. A w szabat nie zakładamy ich, bo w dniu świętym Najwyższy rzeczywiście jest pośród nas obecny. I tą samą logika kierowaliśmy się, kiedy Wasza Cesarska Mość osobiście do nas przybyć raczył. Po co tefilin, kiedy jest szabat – po co nam portret cesarza, gdy sam cesarz jest z nami?
Najjaśniejszy Pan nie tylko tłumaczenie przyjął ale jeszcze wielce był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Swoją drogą: św. Franciszek gdy zbudował pierwszą szopkę – za miesiąc minie równo 800 lat od tego wydarzenia – umieścił w niej wszystko oprócz Dzieciątka. Tłumaczył to tym, że podczas Mszy Jezus osobiście przychodzi albo też że mamy Go uobecnić swoim życiem, więc po co nam Jego wizerunek?
Może rzeczywiście tak jest, że im więcej różnych obrazów i obrazeczków wokół mnie, tym mniej Tego, Kogo one przedstawiają we mnie? Muszę się nad tym zastanowić…