Skąd pochodzi? I dlaczego wisi w bramie? Co łączy Ją z Barbarą Radziwiłłówną?
Najodważniejsi utrzymują, że ów wizerunek powstał w niebie i stamtąd dan jest Wileńskiej Ziemi. Powściągliwsi – z Kraszewskim na czele – datują jego powstanie na V wiek. I mówią, że z okazji Chrztu Litwy książę Olgierd przywiózł go z Chersonezu, czyli z Krymu, a konkretnie z obecnego Sewastopola, gdzie jest miejsce chrztu w roku 988 księcia Włodzimierza, a wraz z nim całej Rusi.
Mistrz Matejko machnął na te bajki ręką i orzekł, że konterfekt wyszedł spod pędzla jakiegoś gotyckiego mistrza w nakładaniu farb.
Dlaczego w bramie?
Jak trwoga, to do Boga. A jeszcze lepiej – do Matki Boskiej. To przekonanie żywili szczególnie gorąco obrońcy miast zmagających się z wojną, a szczególnie z wrogim oblężeniem. Sieneńczycy na czas zbrojnego konfliktu z Florencją, klucze do bram miejskich złożyli przed obrazem Madonny. Mieszkańcy innych miast uznali, że klucze – kluczami, ale najpewniej będzie konterfekt Najświętszej Panienki umieścić na linii frontu, a zwłaszcza w najsłabszym ogniwie fortyfikacji. A takim była brama. Kto ją sforsował, zdobywał miasto. Nigdy się to nie udało napierającym na królewski Kraków od strony Kleparza, ze względu na prowadzącą stąd do miasta Bramę Floriańską. Żaden nieprzyjaciel nigdy przez nią nie przeszedł. Bo był w niej, a dokładnie w „szyi” łączącej bramę z Barbakanem czyli Rondlem obraz Matki Bożej. Jest tam zresztą do dziś – w samym przejściu bramy. Przez nią ruszał pod Wiedeń Janek Sobieski. A po zwycięstwie także przez nią powrócił do miasta. Na Wschodzie takie obrazy Madonny nad wejściem do miasta nazywano „Strażniczką Bramy” albo „Wratnicą” (od „wrót” – drzwi albo bramy – „Bramkarka”?). Swoją Madonnę w Kamiennej Bramie ma na ten przykład jeszcze i Zagrzeb.
Marysia czy Basia?
Podobnie obronną funkcję pełnił wileński obraz dość niezwykle w Ostrej Bramie umieszczony – jakby kościołów brakowało – dla obrony przed wrogiem. Oczywiście jezuici przy płomieniu miłości do Najświętszej Panienki i swoją pieczeń upiekli, utwierdzając lud w przekonaniu, iż to oni właśnie w 1570 roku wizerunek ów dla obrony przed luterską wiarą w tym miejscu zainstalowali.
Do tej dołożono jeszcze i inną legendę, że obraz wyszedł spod pędzla w XVI wieku, a do portretu Matki Boskiej pozowała sama Barbara Radziwiłłówna, zohydzona przez królową Bonę, magnaterię, szlachtę i większą część ówczesnych gremiów opiniotwórczych żonę Zygmunta Augusta. Miasto Wilno przytuliło po śmierci swoją obywatelkę, której ciało przywiózł tutaj z Krakowa królewski małżonek, by spoczęło w podziemiach katedry. A lokalną dumę z jej powodu miało oprawić w ramy wizerunku ostrobramskiego.
Z Krakowa?
Jest jeszcze hipoteza, że obraz ostrobramski jest połową dyptyku, w którym „do pary” był wizerunek Jezusa Pantokratora, z jabłkiem kuli ziemskiej w dłoni. Razem te dwa wizerunku, miałyby tworzyć komplet, jaki nasi dziadkowie zwykli otrzymywać w ślubnym prezencie i umieszczać na całe życie nad małżeńskim łożem. Być może z jego powstanie miał coś wspólnego niejaki Łukasz Porębski, ozdobiciel kościoła Bożego Ciała w Krakwie, w którym znajdujemy łudząco podobny do ostrobramskiego wizerunek Madonny. Może ten dyptyk rozdzielono, Matkę Bożą windując nad bramę, a Jezusa instalując w kościele. W każdym razie On do naszych czasów nie dotrwał, albo nic o tym nie wiadomo. Tyle, że Porębski tworzył dopiero w XVII wieku, więc historia jezuicka i radziwiłłowska miałyby się wówczas z pyszna.
Kicz wypiera sztukę
Matka Boska Ostrobramska jest najdostojniejszym przykładem kiczu, który wypiera sztukę z przestrzeni sakralnej. Tak jak gorszy pieniądz wypiera z rynku dobry pieniądz (wiecie, kto jest autorem tego podstawowego prawa ekonomii? Ha! Mikołaj Kopernik!).
Nie sam wizerunek, ale to, co z nim zrobiono. Patrząc na obraz w Ostrej Bramie widzimy coś w rodzaju Matki Boskiej Pancernej, zakutej w zbroję płaszcza, podkreślonego wotywnym półksiężycem, z dwiema koronami – jedna symbolizuje królestwo niebiańskie, druga – ziemskie. Dobrze, że ręce w geście Pokornej Służebnicy Pańskiej ma złożone na piersi, bo by jej w dłonie wciśnięto jeszcze ze dwa berła – od królestwa po prawej i po lewej stronie.
Wygląda to koszmarnie i tandetnie – takie jest moje zdanie. Ale gdyby tak pojechać do Białegostoku, do sanktuarium Bożego Miłosierdzia, to po lewej stronie od wejścia można zobaczyć przecudnej urody kopię Pani Ostrobramskiej w oryginale, to znaczy bez tych wszystkich blaszanych ozdóbek. I patrząc, mówi się „łał”. Esencja piękna.
Zresztą moje poglądy estetyczne na temat tych wszelkich sukienek z blachy, bursztynu, pereł, cekinów i nie wiadomo jakiego jeszcze cennego złomu i śmiecia, obejmują także Jasną Górę (proszę sobie porównać sukienkową Czarną Madonnę i tę oryginalną) oraz wszelkie inne czczone wizerunki, które zostały – choć oczywiście w dobrej wierze i pięknych intencjach – zdegustowane i oszpecone.