O piątej rano dzwonnik Bolesław wszedł na chór jasnogórskiej kaplicy cudownego obrazu i zaniemówił: z wizerunku Matki Boskiej zniknęły korony i perłowa sukienka. Brakowało też drogocennych artefaktów – biżuterii i korali – umieszczonych w gablotach obok jako wota – dziękczynne podarunki wiernych.
Wkrótce na miejscu znaleźli się bracia z przeorem Euzebiuszem Rejmanem, niedługo potem policjanci. Straty oszacowano na okrągły milion rubli. Korona miała wartość historyczną: pobłogosławił ją i przekazał sam papież Klemens XI na koronację, która odbyła się w roku 1717. To była pierwsza w historii koronacja obrazu Matki Boskiej z użyciem papieskich koron, jaka dokonała się poza Rzymem.
Kradzieży nie wyjaśniono do dziś. U jednego z okien znaleziono uwiązaną linę, po której mogli spuścić się do wnętrza rabusie. Ale wyglądało to dość nieporadnie, jakby ktoś chciał upozorować ten sposób włamania. Być może złodziejem był ktoś ze swoich. Jeden z stropów prowadził do Damazego Macocha – paulina, o którym onegdaj głośniej było na polskiej ziemi niż o tragedii Titanica, bowiem w tym samym czasie, gdy najpyszniejszy statek świata uległ górze lodowej, Macoch w swojej celi klasztornej zarąbał siekierą swojego kuzyna Wacława Macocha, a to chyba z powodu jego żony Heleny de domo Krzyżanowskiej, z którą… dobra, nie będę rozwijał tego wątku, bo mi kradzież koron umknie. Macoch uwięziony z powodu owego morderstwa, utrzymywał także, iż to on ukradł korony. Chociaż dowodów nie było.
Ale były przypuszczenia, że za sprawą stał car Mikołaj II, który sfingował kradzież koron klementyńskich, żeby samemu ufundować nowe i uchodzić w oczach ludności polskiej za pobożnego dobrodzieja. Ubiegli go w tym arcybiskup Bilczewski i wówczas jeszcze ksiądz Adam Książę Sapieha, którzy załatwili sprawę kolejnych koron z kolejnym papieżem Piusem X. Macoch miał być agentem carskiej ochrany. Zresztą temu wątkowy, gdy tylko pojawił się w śledztwie, zaraz łeb ukręcono, jakby faktycznie coś było na rzeczy.
Jeszcze inna wersja głosiła, że korony skradł znany kasiarz Wincenty Brocki. Jego uczniem był osławiony „Szpicbródka” – Stanisław Cichocki. Ale to także jedynie przypuszczenie.
W sprawie ma swój udział także artysta malarz Józef Chełmoński. Ale pozytywny. Dzięki niemu wiemy, jak wyglądały korony Klemensa XI. W Wielki Czwartek – jedyny dzień w roku, kiedy wiernym nie udostępnia się kaplicy jasnogórskiej – w 1903 roku, Chełmoński namalował dwie kopie obrazu Matki Boskiej i zrobił kilka akwarel i szkiców. Namalował Madonnę właśnie w koronie i sukience, która sześć lat później padła ofiara kradzieży.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną zbieżność. Kradzież jasnogórskich diademów miała miejsce w 1909 roku, 23 października. W tym dniu obchodzi się dzisiaj wspomnienie św. Józefa Bilczewskiego, ówczesnego arcybiskupa Lwowa, który ubiegł cara i załatwił nowe korony papieskie.