15 sierpnia – to dobra data, żeby umrzeć niezapomnianym. Sprawdziła się w przypadku trzech naszych świętych.
W połowie sierpnia wspominamy nie tylko Wniebowzięcie Maryi, ale również rocznicę śmierci aż trzech polskich świętych. Ich życie i pobożność nosi wyraźny rys maryjny.
Pierwszym w kolejce jest Jacek Odrowąż – pierwszy polski dominikanin. Przedstawia się go z monstrancją i figurą Maryi w rękach, które miał wynieść z płonącego kościoła. Umarł 15 sierpnia 1257 roku w Krakowie. W dniu jego śmierci biskup krakowski Prandota oraz kuzynka Jacka – błogosławiona Bronisława, która była mniszką u Panien Norbertanek za Salwatorze, niezależnie od siebie mieli wizje Jacka prowadzonego do nieba przez Najświętszą Panienkę.
Drugim, który umarł 15 sierpnia jest Stanisław Kostka – nowicjusz u jezuitów w Rzymie, który znalazł się tam drogą brawurowej ucieczki spod oka rodzonego brata. A brat reprezentował ojca, który stanowczo sprzeciwiał się wstąpieniu Stasia w szeregi jezuitów, bo to wówczas w Polszcze zakon dla mieszczan był, a Kostkowie przecie ślachetnie urodzeni. Stasiu zmarł na gruźlicę albo malarię (krew mu z nosa szła w ostatnich chwilach życia). Zawsze widząc wizerunek Najświętszej Panienki uśmiechał się. By upewnić się o zgonie, podsunięto mu przed oczy obrazek Matki Boskiej. Pierwszy raz w życiu nie uśmiechnął się. Stąd wniesiono, że żyć przestał.
Trzecim, który odszedł z tego świata przy okazji święta Wniebowzięcia był Maksymilian Maria Kolbe. Sam dobrowolnie zgłosił się na śmierć, w zamian za jednego ze współwięźniów KL Auschwitz. Przez blisko trzy tygodnie przebywał w celi nr 18, w przyziemiu bloku śmierci, wraz z dziewięciu innymi skazańcami. 14 sierpnia – w Wigilię Wniebowzięcia – obozowy felczer dobił go zastrzykiem kwasu karbolowego. Był wielkim czcicielem Matki Boskiej Niepokalanej. Mówi się o nim „Szaleniec Niepokalanej”, bo oszalały z miłości do Niej. 15 sierpnia 1941 roku jego ciało obróciło się w proch w krematorium KL Auschwitz. Z ceglanego komina, jak z kadzidła, uleciał w niebo obłok dymu. Czy spoza jego wijących się smug widać było Najświętszą Panienkę, prowadzącą ojca Kolbego do nieba? Albo nikt tego nie widział, albo też widział, ale nie powiedział nikomu…