PSIEKRWIE

Na koniec Dnia Dziecka Tischnerowska historia się przypomniała.

Miastowy u Józka Gąsienicy kwaterę najął. Dwa razy pytał, czy Józek ma dzieci, bo mu o święty spokój chodziło. I dwa razy Józek mu powiedział, że żadnych dzieci nie ma. Wieczorem miastowy przyjechał. Auto na podwórku postawił. Na kwaterze się zakwaterował. I poszedł spać. Rano się budzi, a tu jakieś dzieciska za oknem wrzeszczą, tupią, tłuką się czym popadnie. Wstaje. Patrzy. Jezus Maria: drzwi auta porysowane, szyba błotem albo jeszcze czymś gorszym zapaćkana, jeden chłopiec siedzi na masce, drugi uwiesił się na lusterku, dziewczynka szarpie klamkę. Miastowy w te pędy leci do Józka, chwyta za poły korzuska i potrząsając wrzeszczy:

– Przecież mówiliście gospodarzu, że nie macie żadnych dzieci, żadnych dzieci!!!

– Abo to som dzieci, panocku? – uspokaja gościa Józek. – To som psiekrwie, nie dzieci…

[Zdjęcia z sieci]