Pobyt Jezusa w grobie musiał się skończyć tak samo, jak mieszkanie orła w kurniku – zmartwychwstaniem.
Ja opowiedziałem historię orzełka. Znalazł go jeden chłop w lesie, gdy wypadł z gniazda. Zabrał pisklę do domu, zamknął w zagrodzie z kurami. Orzełek podpatrywał i tak samo jak kury nauczył się grzebać pazurami w ziemi w poszukiwaniu robactwa. Przy tym urósł, zamienił puch na pióra, wydoroślał. Przychodzili sąsiedzi. Śmiali się, że królewski ptak, a łazi jak kura z dziobem przy ziemi i szuka pędraków. Aż kiedyś orzełek ośmielił się podnieść głowę. I zobaczył wysoko hen na niebie kołującego orła. Pomyślał, zatęsknił, zamarzył. I pierwszy raz w życiu rozpostarł skrzydła, aż kury przestraszone czmychnęły w cień rabarbaru. Zamachał orzełek skrzydłami. Oderwał się od rozgrzebanej pazurem ziemi. Wzleciał. Wzbił się w powietrze hen na wysokości. I już nigdy nie wrócił do kurzej zagrody.
I powiedziałem jeszcze, że pobyt Jezusa w grobie musiał się skończyć tak samo, jak mieszkanie orła w kurniku – zmartwychwstaniem.
A Leszek – bo to było dziś na kazaniu dialogowanym – pojechał jak zwykle Norwidem: „daj niewolnikowi skrzydła, a będzie nimi zamiatał ulice”.
A wszystko dlatego, że dziś się czyta lekcję z listu do Kolosan: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi…” (Kol 3.1nn).
A jeszcze jest jedno piękne miejsce w Biblii: „On życie twoje wybawia od zguby, On wieńczy cię łaską i zmiłowaniem, On twoje dni nasyca dobrami: odnawia się młodość twoja jak orła” (Ps 103,4-5). Onegdaj wierzono bowiem, że orły nie umierają. Na starość wzbijają się wysoko ku słońcu, by spłonąć w jego promieniach. Z opadłych na ziemię popiołów odradzają się znów, jako młode ptaki. Jeszcze jeden obraz zmartwychwstania.