W niedzielę 31 lipca słyszymy w kościele początek Księgi Koheleta, ten o marności. Czy powinniśmy się smucić albo bać>
Księga Koheleta składa się z 12 rozdziałów, zbudowanych z 222 wersów. Słowo „marność” pojawia się w niech 64 razy.
W oryginale hebrajskim jest słowo „hewel”. Tłumaczy się je, jako „marność”, ale oznacza coś ulotnego, przemijającego, nietrwałego. W zasadzie można by je oddać słowem „dym”. „Hewel” to obłoczek pary, który pojawia się, gdy oddychamy w chłodny, wilgotny dzień. Kojarzy się też z ostatnim tchem – a więc ze śmiercią. „Hevel” – ostatnie tchnienie – jest przeciwieństwem „ruah” – pierwszego tchnienia – tchnienia życia.
Hevel jest niczym, jest zerem. Zero – tłumaczą rabini – nie przedstawia wartości. Ale jeżeli zero dostawi się do jakiejś cyfry, wówczas zero dodaje jej wartości: jeden, to jeden – ale jeden z zerem, to już dziesięć. Wszystko, co stworzone, jest niczym, zerem. Ale jeżeli człowieka albo inne stworzenie – czyli zero – dostawić do Najwyższego, Jego chwała wzrasta. Dlatego mówi się, że całe stworzenie chwali swego Stwórcę.
Słowo „hevel” ma wartość liczbową 37. Tyle lat panował król Salomon. To jemu tradycja przypisuje autorstwo Księgi Koheleta. „Kohelet” nie jest imieniem ani nazwiskiem. Słowo to znaczy tyle, co „mędrzec” albo „kaznodzieja” – człowiek uprawniony do przemawiania na zgromadzeniu.
Uważa się, że „marność” jest proroctwem wypowiedzianym przez Salomona. Najwyższy miał mu uchylić rąbka tajemnicy dotyczącej przyszłości: królestwo zbudowane przez Dawida i Salomona w kolejnych pokoleniach zostanie podzielone, ulegnie rozproszeniu i osłabnie. Więc Salomon mówi „marność” trochę tak, jakby zwracał się do swojego ojca Dawida: tato, po cośmy to wszystko budowali, kiedy to i tak się rozsypie, całe nasze królestwo.
Jest takie krótkie opowiadanie Brandstaettera „Kohelet w szufladzie”. Niejaki Anzelm zauważa pewnego razu, że oto kornik zaczyna drążyć szufladę jego biurka. Dziwny ten kornik, bo gada ludzkim głosem, a nawet pyskuje. Anzelm odgraża się: zawezwę stolarza, który zrobi z tobą porządek! Do ciebie też kiedyś przyjdzie stolarz, marny pyszałku – odpowiada kornik, zapewne z przymrużeniem oka. Czaszka, cięte kwiaty, które powoli więdną, dogasająca świeca, zamknięta księga – to znaki „vanitas” – marności w sztukach plastycznych.
Nasz Kochanowski Jan Koheletową „marność” zastępuje swoją „fraszką”, pisząc:
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;
Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.
Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszystko to minie jako polna trawa;
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom.
Łątki – to kukiełki albo pacynki, lalki teatralne, które po przedstawieniu chowa się do worka – „mieszka”. Trudno się oprzeć temu porównaniu.