Ogień zsyłany z nieba był znakiem, że idzie nowe, że coś ważnego się zaczyna.
Adam zgrzeszył. Najwyższy wyrzucił go z ogrodu. Na drogę dał mu dwa kamienie. Jeden nazywał się „noc”, a drugi „cień śmierci”.
A gdy zakończył sprawę z człowiekiem, uświadomił sobie, że zapomniał przecież stworzyć ogień. Tymczasem kończył się pracowity tydzień. Słońce stało już bardzo nisko. Szabat był tuż, tuż. W ostatniej chwili podsunął Najwyższy Adamowi myśl, by potarł o siebie otrzymane kamienie. Tak człowiek wykrzesał pierwsze iskry.
Później Najwyższy nieraz zsyłał ogień z nieba. Jego płomień przesunął się między połówkami zwierząt, gdy zawierał przymierze z Abramem (Rdz 15,17). Jego płomień objął krzak, gdy powoływał Mojżesza (Wj 3,2). Ogień z nieba objął ofiarę Eliasza w czas mocowania się z prorokami Baala (1 Krl 18,38). Języki ognia spoczęły nad uczniami w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz 2,3).
Ogień krzesany z kamieni służył do zgotowania strawy i do ogrzania, do niszczenia i oczyszczenia. Ogień zsyłany z nieba był znakiem, że idzie nowe, że coś ważnego się zaczyna.
[grafika: El Greco – „Pięćdziesiątnica” – fragment]