Rzućmy okiem na te dwa, pozornie nieciekawe kawałki drewna.
– …Usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata – czytamy w Ewangelii (Mt 7,5).
Drzazga i belka, to kawałki drewna. Nie „drzewa”. Bo drzewo, to żywy organizm, najwyżej zorganizowany – a więc odpowiednik człowieka – w świecie roślin. Kiedy zetnie się drzewo, ogołoci z gałęzi i liści, rozczłonkuje, rozdrobni i przerobi, to jest już trup drzewa, czyli drewno.
Drzazga, to niewielki, czasami bardzo drobny, ostry kawałek drewna. Mniejsze drzazgi chętnie wbijają się nieuważnym użytkownikom drewna pod skórę. Boli. Drzazgę trzeba umiejętnie wyjąć. To też boli. W przeciwnym wypadku zrobi się ropny torbiel. To również boli i jest niebezpieczne, jak każda infekcja. Drzazg używa się rozpalając ognisko lub piec. Rozpala się je na początek. Łatwiej zajmują się ogniem. Dopiero na nie kładzie się większe kawałki drewna.
Belka jest raczej większym, dłuższym kawałkiem drewna – obrobionego pnia: pozbawionego kory, z wygładzonymi brzegami. Używa się jej do trwałych celów, najczęściej jako elementu budowli.
Belka we własnym, a drzazga w oku bliźniego… Obie są w Ewangelii obrazem jakieś zła, słabości, wady, grzechu, niedobrego przyzwyczajenia. W tym zestawieniu najpierw pojawia się kwestia dysproporcji: belka – moje zło – jest bez porównania większa, bardziej okazała, niż drzazga – wady bliźniego. Teoretycznie łatwiej dostrzec solidną belkę, niż maleńką drzazgę. Prawdopodobnie z tego powodu raczej nie słyszy się, żeby ktoś sobie wbił belkę przez przypadek. A drzazgę można. Paradoks jest taki: jak można nie dostrzec tego co wielkie, jednocześnie widząc to, co niepozorne: swoje zło, wobec zła bliźniego?
Jest jeszcze jedna kwestia. Drzazgi biorą się właściwie nie wiadomo skąd: przez przypadek, jako odpad. Takie są słabości bliźnich. Belka jest efektem świadomego działania: wygładzona, wypielęgnowana, obmyślona, obmierzona. Takie jest moje zło.
[zdjęcie z sieci]