Ponieważ w ramach naszych nieograniczonych narodowych skłonności do agresji wzajemnej zaczęliśmy sobie ostatnio skakać do oczu nawet z powodu dwóch zwykłych przyimków „na” i „w” w połączeniu z Ukrainą, postanowiłem zbadać tę kwestię.
❓ Co znalazłem? Obie możliwości są dopuszczalne i poprawne. Ciekawe jednak jest ich pochodzenie. A więc uchylmy rąbka tajemnicy, którą okrywa się historia.
❓ „W” jest bardziej swojskie – nasze, moje. Historycznie kojarzy się z domem, z czymś moim. W przeciwieństwie do „na”, które oznacza coś obcego, albo podporządkowanego. „W” zakłada równość. „Na” wskazuje, że wypowiadający je jest ponad, jest wyżej. Jesteśmy u siebie „w domu” i „na wyjeździe” lub „na zakupach” poza domem, „w Polsce”, „w Ojczyźnie” i „na obczyźnie”, „w szkole” lub „w pracy” i „na wolnym” albo „na wakacjach”. Jesteśmy „na ziemi” – bo czynimy ją sobie poddaną i zawsze „na wyspie”: stąd mówimy: „na Grenlandii”, „na Hawajach”, ale „w Ameryce” czy „w Europie”.
❓ W odniesieniu do konkretnych państw o tym, cze bliższe nam jest „w” czy też „na” decydują zaszłości historyczne. Jeżeli mieszkaliśmy w tej części Polski, w której była stolica i mieszkał król, mówiliśmy „w”. Stąd mamy „w Małopolsce” (Kraków), „w Wielkopolsce” (Gniezno). A o regionach podległych, zależnych do dziś mówimy „na”: „na Śląsku”, „na Podkarpaciu”, „na Pomorzu” czy „na Mazowszu” (Warszawa była później, więc się już Mazowsze na „w” nie załapało).
❓ Analogicznie rzecz przedstawia się z naszymi sąsiadami. Kraje i krainy, jakoś od Polski w przeszłości zależne traktujemy do dzisiaj przyimkiem „na”. Byliśmy na Litwie, na Węgrzech, na Słowacji ale już w Czechach, w Niemczech, w Austrii i we Włoszech. Jeździło się onegdaj na Ruś – czyli tereny obecnej Białorusi i Ukrainy (trzeba to skojarzyć z Rusią Halicką i z Haliczem, od którego pochodzi przecież „Galicja”, albo nawet z przygraniczną Rawą Ruską). Stąd zostało określenie „na Białorusi” i „na Ukrainie”.
❓ A dlaczego „w Rosji”? Bo Rosja, to coś zupełnie innego, niż Ruś, podobnie jak to, co ruskie, nie jest rosyjskie. Pierogi ruskie są faktycznie z Rusi – czyli między innymi z Ukrainy – a nie z Rosji. Zdaje się dopiero w XX wieku zaczęliśmy mówić o Rosjanach „Ruscy” i słowo „ruskie cośtam” wymawiać z niejaką ironią. Ale zaszłości historyczne są nieco inne i przeciętnego zjadacza chleba mogą zaskoczyć.
❓ Ukraińcy mówią, że coś dzieje się „w Ukrainie”. Powielanie w tym przypadku przyimka „w” przez nas nie jest ani kwestią mody, ani poprawności politycznej. Jest formą językowo dopuszczalną. Choć słyszałem i taki głos, że szacunek dla niepodległości Ukrainy można w bardzo prosty sposób wyrazić, używając owego przyimka „w” zamiast swojsko brzmiącego „na” Ukrainie. Myślę, że może to być ładnym, aczkolwiek niewiele wymiernego pożytku przynoszącym gestem.
❓ Zaś biorąc pod uwagę fakty wyżej wspomniane – kłótnie o to, czy lepiej „na” czy też „w” Ukrainie mówić, są równie płodne jak dyskusje nad tym, które święta są ważniejsze: Wielkanoc czy Boże Narodzenie? Tak więc: mówta, jak chceta. Skoro człowiek ma coś „w głowie” i „na języku” to i z tego widać, że głowa powinna nad językiem panować. Nawet gdy spieramy się o przyimki.
[Obrazek sam narysowałem. W pośpiechu. NA papierze.]