Czy należy się spowiadać z picia kawy? Oczywiście, że… nie.
Ale nie zawsze tak było. Kawa przywędrowała do Europy z Atiopii (z regionu Kaffa – stąd nazwa boskiego trunku) przez kraje arabskie (Mokka, to port nad Morzem Czerwonym, gdzie przywieziono kawę).
W Europie kawa zadomowiła się najpierw w Anglii (pierwsza kawiarnia należała do Starozakonnego, na którego wołano Jacobs). Potem dotarła do Francji i do Włoch. I tutaj omal nie została unicestwiona. Miejscowy kler zaczął od potępienia napoju, który – jak głoszono z ambon – jest czarny, jak atrament albo jak woda, w której diabeł wyprał swoje pachnące onuce.
Sprawa stała się tak głośna, że trafiła do uszu samego papieża. Noszący imię Klemensa VIII biskup Rzymu poprosił o filiżankę napoju. Zrobił łyk i przymknął oczy, szukając smaku dziwnego napoju. Dwór czekał w napięciu. Po chwili papież przełknął resztę kawy i rozpromieniony oznajmił, że kawa smakuje wybornie i nadaje się do spożywania przez lud wierny. Tym samym kaznodziejskie perory na temat obrzydliwości kawy wzięły w łeb.
A papież Klemens miałby pewnie niejeden pomnik, gdyby nie był strasznym nepotą (do godności kardynalskiej wyniósł trzech swoich bratanków, z których jeden miał zaledwie 15 lat) i gdyby nie kazał spalić na stosie Giordano Bruno. Czy poza imprimatur dla kawy Klemens VIII zrobił jeszcze coś dobrego? Tak, parę rzeczy. Najfajniejszą z nich jest kanonizacja św. Jacka.