Śnieg

Z czego można zrobić pomnik?

Mam manię przekładania książek. Z półki do pudła, bo nie ma miejsca. Z pudła na półkę, bo jednak musi być pod ręką. Z półki na półkę, bo to jednak nie ta tematyka. Z półki na biurko, bo muszę coś wynotować. Zawsze mi się taka emigrantka niechcący otworzy. I zawsze coś fajnego znajdę. Tak, jak tego Gałczyńskiego o Ośle, co chciał mieć pomnik – jak w sam raz znalezione, gdy spadł pierwszy śnieg:

Pewien Osioł, co myślał o sobie bógwico
i bógwico sobie wyobrażał,
jednego razu, idąc ulicą,
spotkał Rzeźbiarza;

i tak do niego: „O, chyba
sam Jowisz tu pana niesie,
świetnie, żem pana przydybał,
zrobi pan moje popiersie;

żeby, pan wie, z mojej gęby
blask taki bił i dowcip,
no, krótko mówiąc, żebym
przeszedł do potomności.

Najlepiej, wie pan, w marmurze,
nie, nie w marmurze, w granicie,
bo granit trwa jeszcze dłużej,
w granicie to znakomicie.

A może spiż? Co pan mniema,
żeby tak, panie, ze spiżu?
Widziałem przed laty trzema
coś takiego w tym… ee… w Paryżu:

Przedmieście. Pnie się powoik.
Cisza. Igraszki słońca.
A tors, panie, stoi i stoi,
a pod nim kolumna jońska;

dalej maliny i woda,
o, fotografię mam tu.
A może po prostu ze złota,
a oczy z wielkich brylantów?

Mistrzu, niech pan się postara,
nie będę zwlekał z zapłatą.

A może w chmurach z gitarą?
Mistrzu, ach, co pan na to?”

Rzeźbiarz tak odparł: „Pomału!
Wszystkie projekty są dobre,
tylko że brak materiału
to. Dyrektorze, problem;

bo jeśli chodzi o pana,
to takiego szukaj ze świecą.
Rzecz musi być wychuchana,
a nie tak, żeby byleco.

Ja mam dla pana materiał,
co nie ma go w żadnym sklepie”.
„Przepraszam, jaki materiał?”
„Przyjdzie zima, śnieg spadnie, to pana ulepię”.

[K.I. Gałczyński, „Dyrektor i pomnik”. Zdjęcie z sieci. Ja nie jestem rzeźbiarzem…]