Pandemiczny paradoks

Dwoje z trójki dzieci, które były świadkami objawień w Fatimie, umarło na grypę, choć ojciec surowo zabronił im wychodzenia z domu.

Trzecia z wizjonerek dożyła sędziwej starości. Chociaż miała kontakt z chorymi na gigantyczną skalę. Jak to możliwe?

Co trzeci – chory
Grypa „hiszpanka” była jedną z najtragiczniejszych pandemii w historii ludzkości. Podłapał ją co trzeci mieszkaniec globu. Dokładnie nie wiadomo ilu z nich uśmierciła. Najbardziej ostrożne szacunki mówią o 20 milionach. Mniej powściągliwe wymieniają liczby przekraczające nawet 100 milionów. Dla porównania warto dodać, że I wojna światowa pochłonęła 17 milionów istnień ludzkich: 10 milionów żołnierzy i 7 milionów cywilów.

Dlaczego „hiszpanka”?
Grypa nie zaczęła się w Hiszpanii, a w Stanach Zjednoczonych. Do Europy przywlekli ją wczesną wiosną 1918 roku żołnierze amerykańscy, wysłani tutaj na front. Wkrótce infekcja rozniosła się równo i sprawiedliwie ponad liniami okopów i kolczastymi zasiekami. Po zakończeniu wojny wracający do domów żołnierze roznieśli hiszpankę do swoich ojczyzn i domów. Zabrzmi to groteskowo, ale kiedy 11 listopada Polska odzyskała niepodległość, a I wojna światowa oficjalnie została zakończona, padający sobie w objęcia ludzie dzielili nie tylko radość z powodu upragnionego pokoju, ale także wirusa N1H1, który odpowiadał za pandemię, choć pierwotnie podejrzewano o to bakterię Haemophilus influenzae.
Dobrze, ale dlaczego „hiszpanka”? Bo w Hiszpanii jako jedynym kraju gazety (radia ani telewizji jeszcze nie było) powszechnie rozpisywały się o pandemii. A to z tego powodu, że latem 1914 roku, kiedy wykluwał się wojenny konflikt, Hiszpania ogłosiła neutralność. Nie była zaangażowana w wojnę. Nie było medialnego embarga na informację o pandemii, która w pozostałych krajach objęta została… tajemnicą wojskową.

Pomnik Dzieci Faitmskich.

Kto chorował?
Chorowali właściwie wszyscy. Ale najwięcej ofiar, jakie pożarła pandemia, było w sile wieku: między 25. a 30. rokiem życia. Objawy grypowe pojawiały się z nagła. Siostra Łucja – jedyna z trójki dzieci fatimskich, która przeżyła, wspomina, iż ludzie kładli się spać zdrowi, a rano nie byli w stanie podnieść się z łóżka. Dlaczego umierali? Z przyczyn bardzo podobnych do covidowych: na skutek nadmiernego działania układu immunologicznego, który w procesie zwalczania wirusa grypy tak się rozpędzał, że zaczynał atakować organizm chorego, zwłaszcza płuca. Starcy umierali rzadziej, co nie oznacza, że byli bezpieczni. A to z tego powodu, że ich immunologia była po prostu słabsza – zbyt słaba, by atakować z zaciekłością, która wystarczała również na pożeranie zdrowych, wolnych od infekcji organów.

Wnętrze domu rodziny Marto – tutaj przebywały dzieci z zamknięciu.

Kwarantanna
Pan Marto, ojciec dwójki dzieci z Fatimy, rodzeństwa Franciszka i Hiacynty, zamknął dzieci w domu. Zakazał im wychodzenia na pole i kontaktu z kimkolwiek.Tymczasem pani dos Santos, matka najstarszej z trójki wizjonerów – Łucji zajęła się pomaganiem chorym. Razem z najstarszą córką chodziła od domu do domu, tam gdzie leżeli chorzy. Poiła ich i karmiła. W tym czasie Łucja pilnowała domowego paleniska, nad którym wisiał wielki kocioł buzujący rosołem z kur pani dos Santos oraz kilku sztuk drobiu, dozbieranych na wsi. Dos Santos przynosiła z domów chorych garnki, rozlewała bulion z kawałkami kurzyny, zanosiła i karmiła tych, którzy sami nie mieli siły jeść.Było pięknie, dopóki pan dos Santos nie zatrzymał się pewnego dnia przy domu swojego krewniaga Marto. Ten przez drzwi zrobił mu karczemną awanturę, że powinien siedzieć w domu. Tak samo jego żona i dzieci. Że choroba jest zaraźliwa, przenosi się z człowieka na człowieka. Dos Santos wrócił do domu i oznajmił żonie, że ma więcej nie łazić po chałupach z rosołem. Te małżeństwa w zasadzie były patriarchalne. I co postanowił mąż i ojciec, było święte. Ale poziom mentalnego testosteronu pani dos Santos był na tyle wysoki, iż odpowiedziała mężowi pięknie, aczkolwiek stanowczo, żeby się wypchał, żeby nie opowiadał głupot i żeby lepiej zajął się mieszaniem kolejnej porcji kurczaków, które w wielkim kotle nad paleniskiem puszczają rosół, bo jeśli chodzi o pielęgnację chorych, to ona nie ma najmniejszego zamiaru przestać się nią zajmować.

Bazylika w Fatimie mieści groby Franciszka i Hiacynty.

Efekty podejścia do pandemii
Najdziwniejsze w całej tej historii są końcowe wyniki. Dzieci pana Marto – Franciszek i Hiacynta – mimo izolacji i aresztu domowego pod koniec 1918 roku złapały grypę. Franciszek odchodził powoli. Grypa dała zapalenie płuc. Chłopiec zgasł 4 kwietnia 1919 roku. Jego siostra, Hiacynta, wskutek powikłań zapadła na zapalenie opłucnej. Walczyła z chorobą ponad rok. Przewieziona do szpitala w Lizbonie przeszła operację, w wyniku której usunięto jej dwa żebra. Zabieg przeprowadzono nie w znieczuleniu ogólnym, ale miejscowym, przy użyciu chloroformu. Cierpiała niewymownie. Zmarła 20 lutego 1920 roku.Łucja, która nie tylko nie trzymała kwarantanny, ale jeszcze pomagała matce w opiece nad chorymi, nie zapadła na hiszpankę, albo też przeszła ją bezobjawowo. Zmarła 13 lutego 2005 roku w Coimbrze, w wieku 98 lat.

Koniec
Różnymi sposobami próbowano leczyć chorych na grypę. Rosół, który roznosiła po domach sąsiadów pani dos Santos, uchodził za jednej z nich. Próbowano leczyć hiszpankę aspiryną. Jednak lek często podawano w zbyt dużych dawkach, łącząc kurację z upuszczaniem krwi, co – delikatnie rzecz ujmując – nie mogło skończyć się dobrze. Próbowano także leczyć pandemię… alkoholem. Nawet król Norwegii Haakon VII czasowo zniósł prohibicję i każdemu z obywateli przydzielił pół butelki koniaku. Sposób ten był w równym stopniu bezpieczny, a dla niektórych nawet przyjemny, jak i nieskuteczny. Pandemia hiszpanki skończyła się tak samo nagle, jak przyszła. I w gruncie rzeczy do dziś nie wiadomo z jakiego powodu. Dzieci z Fatimy zostały wyniesione na ołtarze. Ich relikwie spoczywają w bazylice w Fatimie.