Po kolędzie

To było rok temu. Zygmunt jak w sam raz wylazł spod prysznica, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Za chwilę drugi i trzeci. Był sam w domu, więc tylko mruczał zdenerwowany, niczym Franciszek Józef, którego świeżo założony w pałacu cesarskim telefon zaskoczył, gdy cesarz akurat siedział jeszcze na porannym nocniku:
– Przecież nie jestem fertig!
Kiedy się wreszcie osuszył i ubrał za drzwiami już nikogo nie było. Znalazł tylko na wycieraczce obrazek zbetlejemską stajenką i podpisem proboszcza pod cytatem z Biblii:
– „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,a on ze Mną” – Apokalipsa 3,20.
– Przegapiłem księdza po kolędzie. I co mam teraz zrobić? – westchnął rozżalony.
– Włóż z pięć dych do koperty i karteczkę, że to od ciebie – poradziłem mu. – Rzuć w niedzielę na tacę. Tylko dopisz jeszcze koniecznie: Księga Rodzaju 3,10: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.