Tango memento… mori

…zostaną tylko płyty i wspomnienia

Kiedy przyjdzie iść
Co ja powiem komu
Czy to boli i
Jak długo trwa
Pytania sączą się cicho powoli
Całe życie do ostatniego dnia…

Pierwszą płytą – oczywiście winylową – którą udało mi sie kupić była „Matko, ktora nas znasz” – w Krakowie na Floriańskiej był sklep muzyczny z płytami i instrumentami, mój ulubiony. To był rok 1982 albo 83. Sojka pisał sie jeszcze przez „j”. Później zmienił „j” na „y”. Człowiek był wtedy młody. Wiele rzeczy i spraw mnie dziwiło i zachwycało. Jak choćby to, że znane z kościoła pieśni i piosenki można zsynkopować i udżezowić.

Pociągał mnie i inspirował. Może dlatego, że zaczynał w chórze kościelnym i na początku był organistą – tak jak mój Tatuś. „Tolerancję” śpiewałem na lekcjach religii z andrychowskimi licealistami. Przy ognisku w gronie znajomych – „Absolutnie nic” (uwielbiam wersję w parze z Yaniną i tekstem hymnu o miłości świętego Pawła z Listu do Koryntian).

Sonety Szekspira zapierają dech. „Soplicowo” w duecie z Turnauem rozrzewnia znacznie mocniej niz „”Dumka na dwa serca”. A „Cud niepamięci” jest subtelną parafrazą tego, co głosił Augustyn z Hippony, że wczoraj już do nas nie należy, jutro niepewne, tylko dzisiaj jest naszą własnością:

…budzi się z nocy nowy dzień
Nieskalanie czyste niebo
Co było wczoraj odeszło w cień
Niepamięci niech się świeci
Cud

Panie Stanisławie – artysto piękny – nie żebym się ośmielił zazdrościć Bogu Miłosiernemu – ale strasznie mi szkoda, żeś Pan tak nagle sobie poszedł pośpiewać w chórze niebieskim. Niech Pan tam nauczy zastępy anielskie, że „czas nas uczy pogody” i niech Pan im zatańczy nie raz jeszcze „Tango memento vitae”. A mnie zostaną tylko płyty i wspomnienia.