Tożsamość kawiarza

Nie mam inklinacji w stronę „złote a skromne”. Za to jestem właścicielem oryginalnych upodobań względem kawy – żeby była „mała a dobra”.

By je zaspokoić używam tradycyjnych metod i urządzeń preparacyjnych, wśród których poczesne miejsce zajmuje młynek do kawy. Właśnie stanąłem przed wyzwaniem zakupu takiego kolegi, który ściera brązowe ziarenka żarnami.

W tym celu udałem się na teren targowiska próżności z obowiązkowym słowem „media” w nazwie. Ostatecznie młynek do kawy to także medium – narzędzie pośredniczące między moimi oczekiwaniami aromatyczno-smakowymi a możliwością ich zaspokojenia.

Natychmiast objawił się sympatyczny młody dżentelmen w firmowej koszulce. Zagadnąłem o tani i dobry młynek do kawy. Dżentelmen uśmiechnął się, że pytam o dwie różne rzeczy. Trochę się podroczyliśmy. Ale udało się wypracować promocyjny kompromis. Pan zaproponował, że wypisze zlecenie, z którym pójdę do kasy. I z młynkiem oczywiście też.

Coś tam stuka w klawiaturę, myszką wyszukuje rubryki. Wreszcie pyta: pana imię i nazwisko? A… a… Ale po co? Przecież ja tylko młynek chcę kupić. Na paragon. Za gotówkę. Sto parę złotych, bo w promocji. Tego chyba się nie zgłasza w urzędzie skarbowym? – stękam co nieco zdziwiony. Tak, ale mamy takie zalecenia – wyjaśnia. Jak to się ma do przepisów RODO? – pytam naiwnie. RODO nie dotyczy imienia i nazwiska – orzeka tonem eksperta. Jeśli nie imienia i nazwiska, to czego? – zaczynam się irytować – ja nie załatwiam napisu na nagrobek, ja młynek chcę kupić! Do kawy! W ośrodku zdrowia doktor nie woła „Jan Kowalski” tylko kulturalnie „teraz ten pan z hemoroidami” albo „z rzeżączką” – próbuję żartować. Ale dżentelmen bombarduje mnie argumentem, że takie mają zalecenia i dlaczego nie mogę mu podać imienia i nazwiska? Dobra – mówię – niech pan napisze” „Piotr Nowak” – brnę w farsę. Ale tak nie można – oburza się słusznie chłopczyna. No nie można – zgadzam się, choć zdaje się, że każdy z nas ma co innego na myśli – w takim razie nie kupię tego młynka, pójdę gdzie indziej. Chłopak przewraca oczami, musi zapytać kierownika. Po chwili wraca. Kierownik zdecydował, że nie trzeba tego imienia i nazwiska. Drukuje zlecenie z którym w wiadomym celu idę do kasy. I oczywiście także z młynkiem, który odtąd, drogą anonimowego zakupu, staje się moją własnością.

Mam wrażenie, że w XXI wieku określenie „zachować swoją tożsamość” zmienia sens.