Łukasz malował, a Nikodem rzeźbił czyli rzecz także o kobiecie z brodą…
Autor trzeciej Ewangelii słynie nie tylko medycznym fachem, ale i specjalizacją w malunkach zwłaszcza Najświętszej Panienki. Podobno gdy mieszał farby i mył pędzle, Madonna opowiadała mu historie o tym, co poprzedzało narodziny Jezusa, a on jako jedyny pomieścił je w takiej obfitości w swojej świętej księdze. Do malunków miał używać desek z blatu stołu Świętej Rodziny z Nazaretu. Choć gdyby je wszystkie zliczyć, mogłoby się okazać, że stołów było więcej.
Łukasz, gdy już namalował wszystkie swoje Madonny, zabrał się za uwiecznienie wizerunku samego Jezusa. Ale miał wówczas już swoje lata, siły nie te, więc w połowie pracy się zdrzemnął, a wtenczas anioł zstąpił z nieba i dokończył malunek za Łukasza. Taki obraz Jezusa „nie ludzką ręką uczyniony” (acheiropoieta) znajduje się w sanktuarium na szczycie Świętych Schodów przy Bazylice Świętojańskiej na Lateranie.
Podczas gdy Łukasz malował, Nikodem rzeźbił. Ten, który wraz z Józefem z Arymatei zajął się pochówkiem Jezusa. Miał z wysokiego na dwa i pół metra kloca cedru libańskiego wyrzeźbić postać Ukrzyżowanego w colobium – długiej szacie z rękawami przewiązanej paskiem (cingulum). Po skończonej robocie, podobnie jak Łukasz, miał się zdrzemnąć, a wówczas anioł z nieba poprawił twarz Jezusa, czyniąc wizerunek tak samo „acheiropoieta”. W VIII wieku krucyfiks Nikodema miał dobić do Italskiej ziemi łodzią, na której nie było żeglarzy, a następnie dojechać do Lukki zaprzęgiem, którego nie prowadził żaden woźnica.
Wizerunek ozdabiano złotą galanterią, w złote trzewiki obuwano stopy Nikodemowego Jezusa. Legenda mówi, że u stóp krzyża przysiadał skrzypek, by grać Ukrzyżowanemu. A ten z wdzięczności miał obdarować go złotym trzewikiem, który zsunął z lewej stopy. Skrzypek pobiegł na targ, by spieniężyć trzewik. Tam rozpoznano obuwie, posądzono skrzypka o świętokradztwo i skazano na śmierć. Gdy ten w ramach ostatniego życzenia raz jeszcze uklęknął przy krzyżu by zagrać, Nikodemowy Jezus zsunął drugi trzewik, który upadł i stóp skrzypka, tym samym dowodząc jego niewinności i życie mu ratując.
Krucyfiks Świętego Oblicza – jak go nazywają – licznie kopiowany i naśladowany dotarł nawet ze skrzypkową legendą na krakowski Salwator, tudzież w wiele innych świętych miejsc w całej Europie.
Niektórzy zaś kojarzą jego historię z legendą o świętej Wilgeforcie, która dziewictwo Panu ślubując czarną podała polewkę kandydatowi na męża, którego naraił dla niej jej własny ojciec. Gdy zaś drogą przymusu rodzicielskiego do zaślubin dziewicy dojść miało, niebiosa sprawiły, że dziewczynie wyrosły… broda i wąsy, czyniąc ją odpychającą wobec pretendenta do ręki. Wściekły ojciec miał własną córkę ukrzyżować, co też przedstawiali liczni w malunkach zwłaszcza, z Memlingiem na czele. Choć uważano ją za świętą, Kościół nigdy Wilgeforty nie kanonizował a w XVI wieku jej wizerunków czynić zabronił. Nim do tego doszło, analogiczna legenda o skrzypku i Wilgefortowych trzewikach wśród ludy Bawarii i Tyrolu zwłaszcza się rozbujała. Wilgeforta – to zniekształcone łacińskie „virgo fortis” – czyli „odważna dziewica”.