Rachunki się wyrównują

„Za dusze w czyśćcu cierpiące, znikąd ratunku niemające albo za które nikt się nie modli” – można usłyszeć w wypominkach. Czy słusznie?

W czasach PRL-u opowiadano sobie dowcip, jak to milicja miała zamiar postawić w stan oskarżenia jednego z proboszczów z tytułu publicznego wyrażania gróźb karalnych, wygłaszanych w kościele podczas nabożeństwa za zmarłych: zaduszę Karola, zaduszę Stefana, zaduszę Maurycego…

Ale żarty na bok. Bowiem chodzi o sprawy poważne. Może nie od razu herezje, ale jednak w związane z obchodami Wszystkich Świętych i Wspomnienia Zmarłych wkradają się pewne nieścisłości. Pierwszą z nich jest owo sformułowanie modlitwy „za duszę”. A gdzie jest ciało? Na cmentarzu – ktoś powie. Owszem, jednak człowiek jest całością – duszą i ciałem. I zmartwychwstanie polega na ponownym połączeniu duszy i ciała. Widzimy to na przykładzie samego Jezusa, który wzbrania się wobec Marii Magdaleny „nie dotykaj mnie!”, idzie z uczniami do Emaus gdzie spożywa wieczerzę, a przy apostołach w Wieczerniku zjada kawałek ryby, żeby pokazać, iż nie jest duchem, gdyż „duch nie ma ciała, jako Ja mam” – tłumaczy. Nie mamy pojęcia, jak Najwyższy poradzi sobie z tym, żeby przy zmartwychwstaniu właściwe ciała połączyły się ze swoimi duszami, ale – skoro potrafił świat uczynić z niczego i człowieka ulepić z prochu ziemi, to i ze zmartwychwstaniem na pewno sobie poradzi. Dlatego warto dopilnować, żeby wybrzmiała modlitwa za całego zmarłego (czy też świętej pamięci) Leopolda albo Maurycego, a nie tylko za jego duszę, bo w ten sposób wyraża się nadzieję na zmartwychwstanie.

Dusze, o których nikt nie pamięta nie istnieją. W każdej Mszy świętej modlimy się za braci i siostry, którzy zasnęli w Chrystusie i za wszystkich zmarłych, których wiarę znał jedynie Bóg. A więc: nie ma nieżyjących, o których nie wspomina się czy których jakoś pomija się w modlitwie.

Samo sformułowanie dusze w Czyśćcu „cierpiące” również wymaga dość ostrożnego użycia. Co prawda Słownik Teologiczny (t. I, s. 118) mówi o oczyszczeniu przez cierpienie. Ale już Katechizm podkreśla, że Czyściec jest stanem oczyszczenia, całkowicie „innym niż kara potępionych” i choć mówi o „ogniu” nigdzie nie kojarzy go z cierpieniem (KKK 1030-1032). Sam tłumaczyłem dzisiaj moim słuchaczom z ambony, że w Czyśćcu Pan Bóg nie będzie nas siekł rózgami i nie każe klęczeć na grochu, nie będzie ciągnął za uszy i targał za włosy. A najlepszym podobieństwem Czyśćca, jakie dziś mi przyszło na myśl jest przypowieść o Synu Marnotrawnym (Łk 15,11nn). Gdy ów porzuca świniopasterstwo, skruszony wraca do Domu Ojca. Nim Tata wpuści go do środka i pozwoli zasiąść do stołu by ucztował, każe go przyprowadzić do ładu: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi”. Domyślam się, że w pakiecie z ubraniem jest także kąpiel. I to jest piękna alegoria Czyśćca. Zresztą w Biblii można znaleźć też inne, bardziej katechizmowe i ogniste, ale wciąż bez słowa „cierpienie” (np. 1 Kor 3,12nn).

Bardzo lubię te jesienne święta. Pierwszego listopada uświadamiam sobie, że święci modlą się za mnie. Drugiego listopada ja modlę się za zmarłych. I w ten sposób rachunki się wyrównują.