Jedynka na liście nie daje gwarancji wygranej.
Pierwsze wybory – w zasadzie uzupełniające (chodziło o grono Dwunastu) zorganizował Piotr Apostoł. Kandydatów zgłoszono dwóch, a uprawniony do głosowania był tylko Jeden.
Jedynką na liście był Józef, zwany Barsabas z przydomkiem Justus. Należał do grona 72 uczniów, najpierw wiernie słuchających Jezusa, a następnie wysłanych przezeń po dwóch, by głosili Dobrą Nowinę. Dlaczego ma aż tyle imion? Józef – to tyle, co „Bóg da wzrost, dorzuci”. Justus – to łaciński odpowiednik hebrajskiego „sadok”, znaczy tyle, co „sprawiedliwy”, a więc opierający się na prawie albo wypełniający prawo. Wreszcie Barsabas znaczy „syn szabatu”. Być może ów Józik, cieszący się opinią człowieka prawego, urodził się w szabat. Dziś mówi się „urodzony w niedzielę” o kimś komu robota niespecjalnie się w rękach pali. Może „Barsabas” było podobną ksywką?
Maciej – dwójka na liście – należał do tej samej partii „72”. Jego imię, to nasz Bogdan: dany przez Boga. I to wszystko co o nim wiemy. Zero plakatów czy ulotek, żadnych kosztów na kampanię. A Wyborca i tak przy nim postawił krzyżyk. Dosłownie. Może na skutek działania jakiejś komisji śledczej Maciejowi-Bogdanowi udowodniono działalność bowiem wywrotową czyli głoszenie Ewangelii. Członkowie komisji zagłosowali tak, że nie było naciskania przycisków tylko ciskanie kamieniami. Co Maciejowi na zdrowie nie wyszło. Tym bardziej że zaraz znalazł się jeszcze jakiś rzymski żołnierz, który podpis pod głosowaniem komisji złożył swoim toporem (niektórzy utrzymują, że włócznią).
Następna komisja – bagatela trzysta lat później ale za to pod przewodnictwem samej cesarzowej Heleny – przy okazji poszukiwania relikwii krzyża znalazła także miejsce pochówku i dokonawszy ekshumacji przewiozła szczątki Bogdana do Trewiru. Dzięki temu Maciej najbardziej ze wszystkich Apostołów na północ jest pochowany i jako jedyny spoczywa poza Alpami.
Macieja Apostoła obchodzono onegdaj 24 lutego. Stąd nawet wzięło się powiedzenie „Święty Maciej zimę traci albo ją bogaci”, tudzież „Na świętego Macieja rychła wiosny nadzieja”. Jak w sam raz bowiem świętego Macieja wspominało się na koniec zimy. Bywało również – podobnie jak i dziś – że na koniec lutego, na świętego Macieja, pojawiały się nad Wisłą pierwsze bociany.
Poza tym Maciej kojarzył się u nas z… tuszą. „Maćkiem” nazywano „mięsień piwny” czyli opasły brzuch. O chłopcach i panach pucołowatych, z brzuszkiem, mówiło się bardziej z sympatią, niż obraźliwie, że to „Maćki” lub :Maciusie”.
Mianem „Maćka” określano także chłopów, czasami nawet używając imienia apostoła na opisanie ludzi grubiańskich i prostackich. „Maciejówką” zwano chłopskie nakrycie głowy – suknianą czapkę ze sztywnym daszkiem, następnie przejętą przez Legiony i samego Piłsudskiego, która po odzyskaniu niepodległości nie przyjęła się jednak, ustępując miejsca rogatywce. Dziś „Maciejówki” noszą jedynie do munduru wyjściowego funkcjonariusze straży leśnej. W ten sposób przykład Macieja pokazuje, że po wygranych wyborach – zwłaszcza w niejasnych okolicznościach (z dwójki na liście?) – przy dobrych układach można szczęśliwie wylądować w Lasach Państwowych, chocby na głowie gajowego…
[Grafikę na podstawie materiałów z sieci jam uczynił]