Czyli: dlaczego nie czytam Biblii? To trwa już bardzo wiele lat, ale dopiero teraz mam odwagę się do tego przyznać.
Nałóg doprowadził do tego, że nawet nie mam telewizora, nie chodzę na imprezy, z rzadka kogoś odwiedzam. To, co determinuje mój nałóg i zaspokaja nieposkromione żądze, mam na wszelki wypadek wszędzie, w całym mieszkaniu – na parapetach, w łazience i pod łóżkiem też, w schowku samochodu, w każdej torbie, z którą chodzę, a nawet w kieszeni sutanny, kurtki i marynar… Nie. W marynarce mam tylko atrapy kieszeni. Nie lubię jej.
Moim nałogiem są…
Zanim się przyznam, przypomniał mi się dowcip. Siostra zakonna na katechezie pyta dzieci:
– Co to jest: małe, rude, ma puszysty ogon, zbiera orzechy i skacze po drzewach?
Zgłasza się do odpowiedzi chłopiec z trzeciej ławki:
– Wszystko wskazuje na to, że to wiewiórka. Ale znając siostrę, zapewne chodzi o Pana Jezusa…
Uff. Dobrze. Wyduszę to z siebie. Nie chodzi o Pana Jezusa, o różaniec, o medalik – nie gorszcie się. Moim nałogiem są książki.
Uświadomiłem sobie to z całą wyrazistością dzisiaj – w Dniu Książki. Jestem od nich uzależniony. Mam je wszędzie. Prawie zawsze którąś przy sobie. Czytam zawsze z ołówkiem w ręku: podkreślam, notuję, komentuję. Moje książki mają grafitowe dziary (przepraszam za wyrażenie) na marginesach i w interlinii. Moje książki żyją.
Czytam wszystkie, wiele równocześnie. Dziś miałem w ręku i otwarłem – o ile dobrze policzyłem – osiemnaście różnych tytułów.
Czytam wszystkie, z wyjątkiem jednej: Biblii. Jej się nie czyta. Ją się spożywa. Jak orzech włoski. To jest tak:
Orzech ma zieloną skórkę, którą trzeba obrać: to jest dosłowne odczytanie Biblii. Na przykład: Bóg stworzył świat w sześć dni (Rdz 1), w siódmym odpoczął.
Potem przychodzi twarda łupina, którą trzeba rozgryźć: to jest symboliczne i duchowe odczytanie Biblii. Na przykład: Bóg jest twórcą wszelkiego istnienia. Sześć dni stworzenia i siódmy dzień odpoczynku, to obraz naszego rytmu życia.
Wreszcie wyciąga się jądro orzecha, wkłada do ust, gryzie, połyka, zjada, a ono strawione w żołądku z krwią dostaje się do każdego zakamarka mojego ciała i w ten sposób orzech żyje we mnie. Dokładnie tak samo, jak Słowo zapisane w Biblii.
Dlatego Biblii nie czytam. Biblię się spożywa.