Co łączy króla Anglii, cara Rosji, generała Jaruzelskiego i Bielsko-Białą? Piosenka…
A właściwie pieśń. I to nie byle jaka, ale prawie… hymn narodowy, czyli dostojne „Boże, coś Polskę”.
Pieśń powstała latem 1816 r. w taki sposób, że wielki książę Konstanty zamówił ją jako prezent dla swojego brata, cara Aleksandra I, który od 1815 r. był także władcą Królestwa Polskiego. Tekstem zajął się Alojzy Feliński, były… sekretarz Tadeusza Kościuszki. Muzykę popełnił Jan Kaszewski, dawny żołnierz napoleoński. Całość była wzorowana na hymnie angielskim „God, save the King”. Tekst lojalistyczno-monarchistycznego hołdu literackiego opublikowano w „Gazecie Warszawskiej” 20 lipca 1816 r. Dwa tygodnie później odbyło się tutaj prawykonanie hymnu. Datę wybrano nieprzypadkowo, bowiem w tym dniu swoje imieniny obchodziła Najjaśniejsza Cesarzowa Maria Teodorówna, matka „najukochańszego monarchy naszego”. Obaj twórcy – tekściarz i kompołzer – dostali w nagrodę po pierścieniu z brylantem.
Podczas powstania listopadowego zaczęto kombinować przy tekście i melodii. Słowa refrenu „Naszego króla zachowaj nam, Panie”, zmieniono na „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Oryginalną melodię zastąpiono zaczerpniętą z pieśni kościelnej „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi”. Podczas powstania styczniowego śpiewano ją już jako hymn. Już wówczas władze carskie uznały ją za pieśń zakazaną. Za to do woli śpiewano ją w Galicji, gdzie jej wykonywania nikt nie zabraniał.
„Boże, coś Polskę” miało również swoją wersję… żydowską. W 1861 r. przerobiono ją na Modlitwę Izraelitów na Nowy Rok 5622. Zaczynała się od słów: „Boże, coś wielki Izraela naród…”.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, wraz z Rotą i Mazurkiem Dąbrowskiego pretendowała to rangi hymnu narodowego – z wiadomym skutkiem. W czasach Komuny, podczas strajków, pochodów, demonstracji i uroczystości religijno-patriotycznych, jej śpiewowi obowiązkowo towarzyszył gest uniesionych rąk, z palcami wskazującym i środkowym ułożonymi na kształt litery V (victoria = łac. zwycięstwo).
A teraz coś o Bielsku-Białej. Po wojnie polsko-bolszewickiej w koszarach na ul. Leszczyńskiej stacjonowała jednostka 2 pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. W jego szeregach służył rotmistrz Henryk Dobrzański, późniejszy „Hubal”. Mieszkańcy Białej i Bielska znali go, jako jednego z najlepszych jeźdźców – uczestników konnych zawodów i konkursów. W roku 1973 Bohdan Poręba zrobił film „Hubal”. Scenariusz napisał Jan Józef Szczepański. W filmie była scena, kiedy major Dobrzański i jego żołnierze, już po zakończeniu działań wrześniowych i rozpoczęciu partyzantki, razem z chłopami w wiejskim kościółku śpiewają „Boże, coś Polskę”. Cenzura chciała tę scenę wyciąć. Pozostawiono ją dopiero po osobistej interwencji… generała Wojciecha Jaruzelskiego. Taka to historia.
A oto oryginalny tekst „Pieśni narodowej na pomyślność króla”. Proszę sobie porównać ze współczesną wersją „Boże, coś Polskę”:
Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!
Tyś, coś ją potem tknięty jej upadkiem
Wspierał walczącą za najświętszą sprawę
I chcąc świat cały mieć jej męstwa świadkiem
Wśród samych nieszczęść pomnożył jej sławę.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!
Ty, coś na koniec nowymi ją cudy
Wskrzesił i sławne z klęsk wzajemnych w boju
Połączył z sobą dwa braterskie ludy
Pod jedno berło Anioła pokoju.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!
Wróć nowej Polsce świetność starożytną
I spraw niech pod Nim szczęśliwą zostanie
Niech zaprzyjaźnione dwa narody kwitną
I błogosławią Jego panowanie.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie.