Minihomilie na dni 3 – 8 stycznia oraz na Objawienie Pańskie.
Poniedziałek
J 1,29-34 Nazajutrz Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».
Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym». Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.
– Czym sie różni Arka Noego od Titanica?
– Arka ocalała, a Titanic zatonął…
– Dobrze, czym jeszcze?
– Arka była drewniana, Titanic stalowy. Arka była stosunkowo niewielka, Titanic ogromny…
– Jest jeszcze jedna poważna różnica.
– Jaka?
– Arkę zbudowali amatorzy, a Titanica zawodowcy.
Żaden uczony faryzeusz, żaden uczony w Piśmie, żaden teologiczny zawodowiec nie rozpoznał w Jezusie Mesjasza, tylko Jan – duchowy amator. Czasem chciałbym upomnieć Pana Boga, że zachowuje się nieprofesjonalnie. Tylko brak mi odwagi.
Wtorek
J 1,35-42 Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.
Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu), gdzie mieszkasz?”
Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza” (to znaczy: Chrystusa). I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas” (to znaczy: Piotr).
Pustelnik po śmierci idzie do nieba.
– Ziiimno to – narzeka.
Świętemu Piotrowi żal się zrobiło pustelnika, więc odesłał go do czyśćca. Po tygodniu zagląda do niego stroskany.
– I co? – pyta.
– Nic. Też zimno.
Ulitował się Piotr. Odesłał pustelnika do… piekła. Zabronił go męczyć, kazał tylko posadzić gdzieś blisko ognistego pieca. Po tygodni uchyla drzwi do piekła i szuka wzrokiem świątobliwego męża. Ni mija nawet chwila, gdy słyszy znajomy głos pustelnika:
– Kto tam znów nie domknął drzwi, że taki przeciąg?
Daremnie szuka ciepła wokół ten, kto nie ma go w sobie. Daremnie uczniowie Jana pytają Jezusa o mieszkanie – to nie kwestia adresu, ulicy, numeru domu, ale… serca. W poszukiwaniu Boga pierwszy krok zrób w siebie.
Środa
J 1,43-51 Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: „Pójdź za Mną”. Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra.
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.
Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”
Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”.
Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.
Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”
Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”
Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.
Pani wychowawczyni pyta przedszkolaka:
– Jak duży jest twój brat?
Chłopiec bez namysłu odpowiada:
– Nie wiem. Bo kiedy rozmawiamy on zawsze się pochyla i jesteśmy równi.
Jezus – by dać się nam rozpoznać – pochyla się do poziomu człowieka. Tylko tak Bóg może spotkać się ze swym stworzeniem – przez zrównanie się, przez uniżenie do jego poziomu.
Czwartek
Mt 2,1-12 Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.
Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem z ciebie wyjdzie władca,
który będzie pasterzem ludu mego, Izraela”.
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.
Ojciec co wieczór czytał swojej córeczce bajki. Na gwiazdkę kupił jej radiomagnetofon i całą stertę nagrań najpiękniejszych, profesjonalnie przeczytanych i muzycznie oprawionych bajek. Wieczorem przed snem zapodał jej jedną z nich. Nazajutrz przy śniadaniu spytał pół żartem:
– I jak, córeczko, podoba ci się ten nowy sprzęt do opowiadania bajek?
– W ogóle mi się nie podoba – odpowiedziała z powaga dziewczynka.
– Dlaczego, córciu?
– Bo nie można mu usiąść na kolanach.
Mędrcy nie dają darów, oni je „ofiarują z pokłonem”. Dać, to tyle, co wręczyć coś, powiedzieć „masz”, odwrócić sie na pięcie i odejść. Ofiarować z pokłonem, oznacza szacunek. zatrzymanie się na jakiś czas, dłuższy kontakt, rozmowę, dotyk. Panu Bogu nie wypada dawać. Jemu można tylko ofiarować z pokłonem.
Piątek
Mt 4,12-17.23-25 Gdy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
„Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego.
Droga morska,
Zajordanie,
Galileja pogan.
Lud, który siedział w ciemności,
ujrzał światło wielkie,
i mieszkańcom cienistej krainy śmierci
światło wzeszło”.
Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.
I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.
Do zakonnego zielarza przychodzi zalękniony człowiek.
– Daj mi jakiś specyfik na strach przed Panem Bogiem.
– Nie mam takiego – odpowiada zakonnik, rozkładając ręce. I po chwili dodaje:
– Ale każde zioło, które leczy choroby, jest równocześnie środkiem na to, byś pokochał Pana Boga.
Jezus naucza i leczy, głosi, że Boga nie trzeba się lękać, ale kochać. Bojaźń Boża oznacza nie strach, ale szacunek zbudowany na miłości.
Sobota
Mk 6,34-44 Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, ogarnęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.
A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia”.
Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść”.
Rzekli Mu: „Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść?”
On ich spytał: „Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie !”
Gdy się upewnili, rzekli: „Pięć i dwie ryby”.
Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu.
A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi. Także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatki z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn.
– Proszę księdza, przychodzę prosić o pomoc dla pewnej rodziny. Tylko ojciec pracuje dorywczo, brakuje im pieniędzy, od pół roku nie płacą czynszu. Grozi im teraz eksmisja z nieopłacanego mieszkania. Lada dzień znajdą się na bruku.
– A kim pan jest, że tak dobrze zna sytuację tej rodziny i tak uprzejmie prosi o pomoc dla niej?
– Właścicielem kamienicy, w której mieszkają!
Wy dajcie im jeść – mówi Jezus apostołom. To ciekawe, że nie nasyca tłumnego głodu w jakiś cudowny sposób, nie dokonuje czarodziejskiego pojawienia się chleba wśród siedzących czy też w połach płaszcza każdego z nich. Bierze chleb, łamie, dzieli i rozdaje, każdy kawałek chleba przechodzi przez Jego ręce. Zawstydza apostołów, którzy pouczali Go: każ im sie rozejść. To taka lekcja dla każdego z nas: nie mów, co trzeba zrobić. Tylko bierz się do roboty.