Fatalna pomyłka czy celowy zabieg? Jezus połamał 5 chlebów. A na mozaice są tylko 4. Dlaczego?
Miejsce, w którym Jezus wziął od bezimiennego chłopca pięć chlebów i dwie ryby, by podzielić je i rozdać zgłodniałej rzeszy, liczącej pięć tysięcy samych mężczyzn, nazywa się Tabga. Jest tutaj, niemal na brzegu Jeziora Galilejskiego, kościół Rozmnożenia Chleba. W nim sporo dość nowoczesnych mozaik, z których jedna przykuwa szczególną uwagę, zdobi bowiem płat podłogi przed samym, kamiennym ołtarzem. Przedstawia koszyk z chlebem i dwie ryby. Wszystko się zgadza, z jednym wyjątkiem: w koszyczku są cztery bochenki chleba. A gdzie piąty, skoro ma to być wspomnienie ewangelijnego cudu?
Spokojnie, nikt niczego nie przeoczył. Ale dobrze przemyślał. Piąty chleb jest na ołtarzu, gdy się na nim sprawuje Eucharystię. Gdyby tutaj nie odprawiać Mszy świętej, graficzne upamiętnienie jest niekompletne, niewystarczające. To pięknie pokazuje, że wiara opiera się na dobrych uczynkach i żywym kulcie. W przeciwnym wypadku pozostaje niedopowiedziana.
W opowieści o rozmnożeniu chleba aż roi się od liczb. I nie są one bez znaczenia. Zacznijmy od pieniędzy.
200 denarów – to równowartość wartości pracy robotnika za tyle samo dniówek. W przeliczeniu „na nasze”, biorąc pod uwagę naszą płacę minimalną, to niewiele ponad 20 tysięcy złotych. Uśredniając: za takie pieniądze można dziś urządzić przyjęcie weselne dla 100 osób.
Suma 200 denarów ma znaczenie symboliczne. Denar, to moneta rzymska, pogańska. 200 syklów srebra przywłaszczył sobie z łupów wojennych – wbrew nakazowi Pana – niejaki Akan, za co został ukamienowany (Joz 7,16nn). 200 syklów srebra dała złotnikowi na sporządzenie figurki bożka matka niejakiego Mikajehu (Sdz 17,1nn). Zatem 200 denarów wpisuje się w narrację o pogańskich czy bezbożnych inklinacjach. Skoro tej kwoty nie starczy, by nakarmić tak wielki tłum, oznacza to, że ufność położona w pieniądzu albo kulcie pogańskim jest po prostu bezwartościowa.
Paradoksalnie większą wartość, niż 200 denarów, przedstawia chłopięcy zestaw śniadaniowy: 5 chlebów i 2 ryb. 5 chlebów – oznacza symbolicznie religię Starego Przymierza, zbudowaną w oparciu o Pięcioksiąg Mojżesza. 5 chlebów symbolizuje zatem Hebrajczyków, Narów Wybrany, który Bóg karmi obficie, czego najlepszym przykładem jest manna na pustyni.
Tę liczbę trzeba rozpatrywać łącznie z 12 koszami zebranych ułomków. Zebrano je po posiłku. Co się z nimi stało później? Ktoś je zagospodarował? 12 koszy ułomków (w łacińskim tłumaczeniu Biblii „fragmentów”) oznacza narody dotąd uchodzące za pogańskie. Do nich Chrystus pośle 12 apostołów. Każdego z „własnym” fragmentem Ewangelii, które razem będą stanowić całość Dobrej Nowiny. W ten sposób utwierdzamy się w przekonaniu, że Boże wybranie, okazane zrazu Izraelitom, przeznaczone jest dla wszystkich.
Wreszcie 2 ryby są symbolem męki Chrystusa, który łączy w sobie stare i nowe Przymierze, umierając na krzyżu za wszystkich – niejako za dwie grupy ludzi: Izraelitów i pogan; tych, którzy żyli wcześniej i pokolenia, które dopiero nastąpią.
5000 mężczyzn – to liczba nie do ogarnięcia. 1000 w Biblii oznacza nie konkretny „tysiąc”, bo tego też nikt nie jest w stanie policzyć. To znaczy „bardzo, bardzo dużo”. Widzieliście kiedyś 5000 czegoś? Chyba, że złotych lub innej waluty… Wyobraźcie sobie, że na stadionie jest 20.000 kibiców i ktoś każe wam policzyć 5000 mężczyzn, bez kobiet i dzieci. Jak to zrobić? 5000 mężczyzn w tej historii oznacza 1000 żołądków na jeden chleb.
Chleby jęczmienne, które ma chłopiec, to raczej kromki, niż bochenki: coś wielkości naszego racucha albo placka ziemniaczanego. Matka chłopca musiała rozrobić trochę mąki z wodą i oliwą. Potem rozgrzała płaski kamień, paląc na nim maleńkie ognisko. Zdmuchnęła popiół i na kamieniu płożyła pięć kawałków ciasta. Upiekły się małe chlebki, na trzy, cztery kęsy. Takie „ciastka” można co najwyżej pokruszyć, a nie podzielić na tysiąc kawałków. I to tak, żeby z każdego chlebka zostało jeszcze prawie dwa i pół kosza resztek. Na tym polega cud.
Ta fajna Ewangelia, to J 6,1-15:
Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: „Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?” A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma czynić. Odpowiedział Mu Filip: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać”. Jeden z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?” Jezus zaś rzekł: „Każcie ludziom usiąść”. A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat”. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.