16. tydzień zwykły: przypowieść o siewcy.
Mt 13,1-9: Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Ojciec kazał synowi przynieść wodę ze studni. Jednak nim chłopiec zdążył pochwycić dzban, ojciec wytargał go z całej siły za ucho, aż w oczach dziecka pokazały się łzy.
– Dlaczego go karcisz? – spytał ktoś obudzony. – Cóż złego uczynił?
– Pewnie uważasz, że powinienem poczekać, aż, nie daj Bóg, rozbije dzban i dopiero wtedy sprawić mu lanie. Jednak ono nie przywróciłoby dzbana ani wody. A tak, kiedy chłopak pójdzie do studni, ucho go piec nie przestanie i dlatego będzie uważał, by dzbana nie rozbić i wody nie zmarnować.
Przypowieści Jezusa sporo wyjaśniły słuchaczom, ale nie poderwały ich do wiary. Tak, tak, wiem co mówię. Trzeba było dopiero Jego krzyża, i ran, które zapiekły świadectwem i wyrzutami sumienia, by słuchacze Jezusowych przypowieści, z apostołami na czele, zaczęli uważać, troszczyć się, wreszcie dbać o Królestwo Niebieskie i krzątać się około solidnego zasiewu.
Panie pomóż mi, bym ziarno dobrego słowa i przykładu siał zawsze porządnie, nie byle jak, nie byle gdzie i nie byle kiedy. Niech mnie zawsze pieką te miejsca, na których Ty nosiłeś swoje rany.