Siedzi Jonasz w brzuchu ryby i myśli: jest tu mieszkanie i jedzenie; mieszkanie to ryba, jedzenie to ja.
Przy okazji rodzi się pytanie, czy Karol Collodi czerpał natchnienie ze starotestamentalnej Księgi Jonasza, opisując burzliwe przygody drewnianego pajaca?
Księga Jonasza jest jedną z dziwniejszych ksiąg Starego Testamentu. Uchodzi za księgę prorocką, chociaż ani raz nie pada w niej określenie „prorokować”. Jej tytułowy bohater jest, co prawda, prorokiem, ale w całej księdze nie wypowiada ani jednego proroctwa.
Księga ma swojej nazwie imię Jonasza. Nie dlatego jednak, że on jest jej autorem, ale z tego powodu, że opisuje jego sensacyjne dzieje. Jonasz był jednym z dwunastu „proroków mniejszych”. Żył około 800 lat przed Chrystusem. Jego tata miał na imię Amittaj. On sam działał w Galilei – czyli tam, gdzie publiczną działalność zaczynał sam Jezus. Zaś „Księga Jonasza” powstała – średnio licząc – około 500 lat przed Chrystusem. Oczywiście gość, który spisał wszystko to, co przydarzyło się Jonaszowi, nie raczył się podpisać, więc nie mamy pojęcia, jak miał na imię.
Historia jest taka: Najwyższy zlecił Jonaszowi robotę. Miał iść do Niniwy i skłonić jej mieszkańców do nawrócenia, bo Pan Bóg ma nich tyle i takich haków, że się nie wywiną i będzie z nimi to samo, co z Sodomą i Gomorą. Jonasz roboty nie przyjął. Być może dlatego, że do Niniwy był kawał drogi – ponad 800 kilometrów (ruiny tej historycznej mieściny znajdują się na przedmieściach współczesnego Mosulu w Iraku). Oraz zapewne z tego powodu, że on był Żydem i porządnym prorokiem Izraela, a oni tam, w tej Niniwie, to poganie byli. Więc uznał, że to poniżej jego godności. Poleciał do Jafy (na przedmieściach której potem zbudowano Tel Aviv), wsiadł da okręt i ruszył dokładnie w przeciwnym kierunku. Łajba płynęła do Tarszisz. Nikt nie wie, gdzie to jest. Jedni mówią, że gdzieś w Hiszpanii. Inni twierdzą, że w Turcji – to ten słynny Tars, z którego pochodził Szaweł – Paweł Apostoł.
Wiadomo, że to nie mogło się dobrze skończyć. Morze wezbrało sztormem. Marynarze, ludzie przesądni, zaczęli doszukiwać się przyczyny gwałtownego żywiołu. Jonasz stwierdził, że to chyba przez niego. I uparł się, żeby go wyrzucili za burtę, chociaż chłopaki próbowali odstawić go do najbliższego portu. Nie zażył Jonasz zbyt rozkosznej kąpieli, gdyż natychmiast podpłynęło ku niebu jakieś monstrualne rybsko, które łyknęło temat egzystencji Jonasza. Dosłownie. Nawet nie chcę spróbować wyobrazić sobie atmosfery panującej w przewodzie pokarmowy ryby-ludojada. Więc należy współczuć Jonaszowi. Aczkolwiek z drugiej strony… Nie wiadomo, czy płaszcz miał chitynowy czy z czegoś sztucznego, albo może zgorzkniały był i zmierzły. W każdym razie, na szczęście dla siebie, okazał się być tak ciężkostrawnym, że po trzech dniach rybka miała go dość i wypluła łakomy, acz niewdzięczny kąsek z przekąsem na brzeg. Jonasz podreptał do tej Niniwy, a jej mieszkańcy się nawrócili, o co prorok znów miał żal do Pana Boga, bo liczył, że przynajmniej sobie za darmo popatrzy na deszcz siarki i ognia, ale to już inna historia.
Jezus dwukrotnie przywołuje postać i przygody Jonasza, gdy uczeni w Piśmie i faryzeusze domagają się od Niego znaku, czyli dowodu na potwierdzenie misji (Mt 12 i Mt 16). Tak, jak Jonasz był trzy dni we wnętrznościach ryby, Jezus trzy dni będzie leżał w grobie. Następnie powróci w pełni do świata żywych. A Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie będą największym i najważniejszym znakiem dla tych, którzy oczekiwać będą Jego przyjścia na Końcu Czasów. W zasadzie jeszcze jeden znak Jonasza odnosi się do Jezusa. Prorok wzywa Niniwę do nawrócenia. Pierwsze słowa Jezusa odnotowane przez Marka Ewangelistę, to: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15).
Karol Collodi wykorzystał motyw połkniętego Jonasza w swoim „Pinokiu”. Drewniany pajacyk także ucieka, nieposłuszny swojemu ojcu oraz tym, u których sobie nagrabił. Połyka go rekin, w którego żołądku Pinokio znajduje siedzącego przy kolacji ze świecą swojego… ojca właśnie. To tak, jak z Jonaszem, któremu wydawało się, że można uciec od Najwyższego. Dżepetto żyje w brzuchu rekina już dwa lata – dzięki temu, że rybka połknęła go wraz z całym okrętem, na którym nie brakowało zapasów dóbr wszelkich. Pinokio organizuje udaną ucieczkę, podczas której ratuje nie tylko swoją – hm – korę? politurę? – i skórę tatuśka. I tak dalej, i tak dalej – nie będę przecież opowiadał lektury, którą każdy zna, no nie? Zresztą w przypadku „Pinokia” to jeszcze i motywu Syna Marnotrawnego można się dopatrzeć i wiele innych. Nie mam pewności, czy Collodi inspirował się Biblią, czy też podobieństwa są przypadkowe i niezamierzone. Ale takie – przyznajcie sami – niespodziewane tropy śladów biblijnych w literaturze są fascynujące.
Na koniec jeszcze garść ciekawostek:
- Jonasza – podobnie jak wiele innych znaczących postaci Starego Testamentu – chrześcijaństwo uznało za świętego. W kalendarzu kościelnym jego wspomnienie przypada 21 września – w tym samym dniu, co świętego Mateusza Ewangelisty.
- W psychologii funkcjonuje pojęcie „kompleksu Jonasza”. Dotyczy ono strachu i ucieczki przed podjęciem nowych obowiązków, zadań lub wyzwań zawodowych lub rodzinnych.
- W teologii mówi się o „syndromie Jonasza”. Definiuje go papież Franciszek, jako brak troski o nawrócenie ludzi i poszukiwanie świętości ładnie się prezentującej lecz pozbawionej gotowości, by iść i głosić Pana (homilia z 14 października 2013 r.).