Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy…
Słyszymy dziś w kościele Ewangelię: „nie możecie służyć Bogu i mamonie”. „Mamon” w języku aramejskim, jakim posługuje się Jezus, oznacza zysk, skarb, pieniądze albo majątek. Czasy starożytne nie znają bóstwa o imieniu „Mamon” lub „Mamona”. Dopiero o wiele później kaznodzieje i literaci zaczęli popularyzować bożka, demona albo krewniaka diabła o tym lub podobnym imieniu. To także dość popularne imię złych postaci w japońskich kreskówkach i grach komputerowych. U nas „mamona” stała się z czasem odpowiednikiem bogactwa i pieniędzy.
Słowo „mamona” brzmi podobnie, jak czasownik „mamić”. A od niego już tylko krok od „zwodzenia na manowce”. Podobieństwo jest raczej przypadkowe. Aczkolwiek tradycje słowiańskie znają niejaką Mamunę. To wysoka, chuda, odziana na biało boginka, która specjalizuje się w podmienianiu dziecięcia w kołysce.
Mamią nas dziś – jak zawsze – bogactwa, skarby i kosztowności. Rację ma Jezus, gdy mówi „nie możecie służyć mamonie”. W oryginale to „służyć” ma taki wydźwięk, jak być niewolnikiem. Ewangelia wzywa do pogardy czy odrzucenia pieniądza, ale właściwej do niego relacji. Pieniądz – to wspaniały sługa, lecz okrutny pan. Bez sensu jest pozostawanie na służbie u pieniądza, dobrze jest posługiwać się pieniędzmi. Pieniądz nie jest celem, jest środkiem do osiągnięcia celu. Chociaż – jak mówią – z pieniędzmi nie jest tak dobrze, jak źle jest bez pieniędzy…