Szymon wiosenny

20 marca tuż po 10:00 rozpoczęła się astronomiczna wiosna. Biblia tę porę roku kojarzy z deszczem, kwiatami i… Szymonem.

Zwłaszcza prorocy (Jeremiasz, Joel, Zachariasz) wychwalają wiosenny deszcz, a grzeszników straszą jego brakiem. Mędrcy idą w stronę kwiatów. Syrach przebija wszystkich przyrównując do kwiatu wiosennej róży niejakiego Szymona, syna Oniasza. Kto zacz i czy zasłużył sobie na tak poczesne miejsce w Piśmie Świętym?

Nazywa się go Szymon-Cadyk, to znaczy „sprawiedliwy” albo „prawy”. A to dla pobożności, skutecznie połączonej z życzliwością dla bliźnich. Żył na przełomie IV i III wieku. Pełnił urząd najwyższego kapłana. Zasłynął odbudową murów i zabudowań świątyni (cystern) po dewastacjach dokonanych przez żołdaków Ptolemeusza Sotera. Ale najpiękniej zapisał się podczas najazdu Aleksandra Macedońskiego. Nim Olek wjechał do Jerozolimy, Szymon w stroju kapłańskim wyszedł mu naprzeciw. Na jego widok wódz zatrzymał swój rydwan, zeskoczył na ziemię i oddał głęboki pokłon Szymonowi. Świta Aleksandra popadła w oburzenie. On zaś wyjaśnił, że ów arcykapłan przyśnił mu się, wieszcząc rychłe zwycięstwo. Niedługo potem Olek zaczął nagabywać Szymona, żeby mu pozwolił ustawić swój posąg w świątyni jerozolimskiej. Na pamiątkę i żeby ludzie pamiętali, kto tu rządzi. Z punktu widzenia Żydów był to pomysł tak samo idiotyczny, jak propozycja złożenia ofiary ze świni (co skądinąd nastąpiło i wywołało zbrojne powstanie). Szymon usiadł do rozmów z Aleksandrem niczym Trump z Putinem i wybił mu z głowy ów pomysł, tłumacząc, że świątynia żydowska jest za mała i zbyt skromna, by wizerunek tak wielkiego wodza pomieścić mogła. Żeby jednak nie było, że nie, bo nie, złożył deklarację, że wszyscy synowie, którzy w ciągu najbliższego roku przyjadą na świat w rodzinach żydowskich kapłanów otrzymają imię „Aleksander” na cześć wiadomo kogo. Tę historię opisuje, choć z bohaterami innych imion apokryficzna dla nas, a mieszcząca się w biblijnym kanonie Prawosławia Trzecia Księga Machabejska. Anegdotę o Olku opowiada też historyk Józef Flawiusz.

Szymon-Cadyk był arcykapłanem przez czterdzieści lat. Kiedy w piątek po południu obdzielał kapłanów chlebami pokładnymi, każdemu – jak komunię – wkładał do ust maleńki kawałek chleba, nie większy niż oliwka. A kapłani po przełknięciu go czuli taką sytość, jakby cały posiłek spożyli. Przypisuje mu się jeszcze wiele innych cudów. Także w związku z kresem życia. Co roku, gdy wchodził do Świętego Świętych w Dzień Pojednania – co wolno zrobić było tylko najwyższemu kapłanowi i tylko raz w roku – wychodził stamtąd rozpromieniony, jak Mojżesz z Góry Synaj. Opowiadał, że za wrotami Przybytku czekał na niego na biało ubrany anioł, wiódł do środka a potem odprowadzał do wyjścia. Jednego razu wyszedł ze Świętego Świętych smutny. Anioł czekał nań wewnątrz ale ubrany cały na czarno. I kiedy Szymon już zrobił swoje, nie odprowadził go, jak zawsze, do wyjścia. Szymon-Cadyk tego samego dnia poczuł słabość, zaległ w pościeli a po siedmiu dniach umarł – w czasie trwania Święta Namiotów. Po jego śmierci Naród Żydowski nie doświadczył już takich cudów, jakie mu towarzyszyły. Z tego powodu w liturgii błogosławienia kapłani przestali używać imienia Najwyższego, jakie kryje się pod Czteroznakiem JHWH. A grób Szymona-Cadyka można oglądać w Jerozolimie po dziś dzień, pamiętając o tym, że był to człowiek „jak kwiat róży na wiosnę, jak lilie przy źródle, jak młody las Libanu w dniach letnich” (Syr 50,8).

[Foto: Kever Shimon haTzadik – Grób Szymona-Cadyka, wiosennego bohatera Księgi Syracha – z sieci].