Starość zaczyna się wówczas, gdy w urodziny świeczki kosztują więcej niż tort.
Tak skończyłem dzisiaj dialog z Leszkiem. A rozmawialiśmy o kolejnym znaku w przestrzeni kościoła – o świecy.
W pierwszym polskim tłumaczeniu Starego Testamentu – Biblii Królowej Zofii (żony Władysława Jagiełły) można przeczytać: „I uczynił Bog dwie świecy wielicy: światło więcsze, aby dniu świeciło, a światło mniejsze, aby nocy świeciło” (Rdz 1,16) – mowa oczywiście o Słońcu i Księżycu, a „dwie świecy” to „ciała świecące”. W Biblii Tysiąclecia świece pojawiają się tylko raz – w 1. Księdze Machabejskiej: „Na ołtarzu palili kadzidło, zapalili świece na świeczniku” (1 Mch 4,50). Coś około 30 razy Biblia wspomina o świeczniku, ale zawsze pali się z nim oliwą, więc raczej chodzi o kandelabr z lampkami oliwnymi niż o rozbudowany uchwyt na świece.
Świeca składa się z topliwego walca i zatopionego w nim sznurkowego knota. Materiałem zrazu były woski i zwierzęcy łój, potem parafina, stearyna, dziś miesza się różne substancje chemiczne – żeby świece nie kapały albo paliły się dłużej. Świece robiło się tak, że sznurek wielokrotnie zanurzano w roztopionym wosku. Gdy kolejna warstwa zastygła, ponawiano zanurzanie. Inny sposób polegał na umieszczeniu knota w formie i zalaniu go płynnym woskiem.
Świeca pali się tak, że knot płonie, płomień rozgrzewa i topi wosk. Pewne składniki odparowują, inne „wspinają się” kapilarnie na wierzchołek knota, gdzie utleniają się w płomieniu. W liturgii świeca jest obrazem Chrystusa – knot, to Jego bóstwo, ukryte we wnętrzu człowieczeństwa. Jeszcze inni mówią, że świeca jest obrazem Trójcy Świętej: knot oznacza niewidzialnego Ojca, kolumna woskowa Syna Bożego, który stał się człowiekiem, wreszcie płomień – Ducha Świętego, który od obu (co akurat jest w przypadku świecy prawdą) pochodzi. Są świece na ołtarzu, jest świeca Paschalna, Roratka z niebieską wstążką, świeca może też płonąć jako wieczna lampka.
Świeca towarzyszyła człowiekowi od chrztu, przez pierwszą komunię, ślub, aż do skonania. Poświęcana 3 lutego odstraszała złe duchy i burze. W tradycji istnieje przekonanie, że gdy człowiek przychodzi na świat, w niebie aniołowi zapalają świecę. Dopóki płonie – człowiek żyje. Ale świece są nierówne – nie wiesz, jaka duża jest twoja świeca. Gdy taka świeca zgaśnie, życie człowieka się dopełnia, ale nikt nie wie, kiedy to nastąpi.
Dawniej gdy ktoś zachorował zapalano świece – jego wzrostu albo jego wagi, gdy kogo stać było. Mniejsze świece zapala się w pomniejszych intencjach.
Świec używali także starożytni poganie. Na przykład czciciele Artemidy piekli okrągłe placki, stawiali na nich zapalone świeczki. Następnie je zdmuchiwali i wypowiadali swoje prośby. My ten zwyczaj przenieśliśmy na urodziny. Na torcie – okrągłym ciastku – stawiamy zapalone świece – tyle, ile lat kończy jubilat. Zdmuchuje się je i myśli życzenie. Nad zdmuchniętymi świeczuszkami unosi się dym – tak przeminęły te lata, zgasły, już się nie zapalą, ważne są tylko te chwile, które jeszcze przed nami. A ów dym z tortowych świeczek, to Koheletowa „havel” – my to słowo tłumaczymy jako „marność”, a dosłownie oznacza ono obłoczek dymu lub pary, tchnienie, oddech.
Świece się zapalało i oświecało. To nie to samo. Zapalić świecę, to przyłożyć płomień do knotka. A oświecić świecę, to przyciąć złogi i zacieki wosku, przyciąć knot – dokonać bolesnych zabiegów, żeby świeca świeciła równo i mocno. W nawiązaniu do tego mówimy „oświeć mnie” – gdy czegoś nie wiemy lub nie rozumiemy.
Można szukać człowieka ze świecą, a jakaś gra warta lub niewarta jest świeczki. To pierwsze powiedzenie pochodzi od starożytnego filozofa Diogenesa, który w biały dzień wałęsał się po ulicach Korytnu z zapaloną latarnią, pytającym tłumacząc, że szuka… człowieka. A gra? Dawniej w niejednej karczmie wieczorami można było pograć w kości lub karty na pieniądze. Ale potrzeba było świecy, a świeca swoje kosztowała. Jeżeli stawki, jakimi dysponowali gracze były liche, mówiło się, że gra niewarta jest świeczki. W przeciwnym wypadku – odwrotnie. I tak już zostało.
Dwie świece stały koło siebie. Jedna się pali i pozostało jej już niewiele. Druga – dziewicza, nietknięta płomieniem – mówi do tej pierwszej:
– Hej, uważaj, topisz się i spalasz, znikasz, za chwilę cię nie będzie!
– To nic – odpowiada ta pierwsza – ale daję jasność.