Anglia z ogniu

Pożoga ma podłoże religijne i zamaskowane konsekwencje.

Poznałem tę historię z górą 40 lat temu poznając tajniki angielszczyzny – historię Guya Fawkesa opisywała czytanka w podręczniku albo we wspomagającej go „Mozaice”.

Guy był… katolickim… terrorystą. Razem z kolegami, podobnie jak on – nomen omen – zapaleńcami, postanowił przywrócić wiarę katolicką w Anglii tymczasem rządzonej przez anglikańskiego króla Jakuba. Chłopaki wpadli na pomysł, żeby wysadzić w powietrze budynek parlamentu w dniu, kiedy owo gremium będzie obradować w przytomności króla. Wynajęli dom, z którego można było dostać się do piwnicy pod parlamentem. Wtoczyli do lochu 36 beczek prochu. A kiedy już wszystko było uplanowane przypomnieli sobie, że wśród parlamentarzystów jest także kilku katolików i w sumie szkoda, żeby zginęli razem z anglikanami. Napisali więc do jednego z nich anonimowy list, żeby gościa ostrzec. A ten zamiast po cichu zwinąć manatki, poleciał z anonimem do króla, żeby go ostrzec: coś jest na rzeczy, jakaś grubsza sprawa się szykuje, lepiej to sprawdzić. Król wysłał, hm, służby na przeszukanie. Trwało to kilka dni. 5 listopada 1605 roku, gdy miała nastąpić inauguracja obrad parlamentu, agenci weszli w ostatniej chwili do lochu pod budynkiem i kogo tam zastali? Guya Fawkesa z lontem w ręku oraz latarnią z płonącą świecą, żeby było ów lont czym podpalić. Obezwładnili gościa, rozbroili te 36 beczek dynamitu i udaremnili zamach. Nieudany zamach przeszedł do historii jako Gunpowder Plot – spisek prochowy.

Guya poddano torturom, by wydał wspólników. A potem skazano go na śmierć przez powieszenie, wyprucie wnętrzności, ścięcie i poćwiartowanie. Ostatniego stycznia 1606 roku kat ciągnął Guya po drabinie na szubienicę. Gdy skazaniec stanął na ostatnim szczeblu, udało mu się wymknąć z ręki mistrza stryczka i rzucić w dół. Upadając skręcił kark. Z ciałem skazańca zrobiono to, na co opiewał wyrok. Ale historia na tym się nie kończy.

Właściwie historia Guya Fawkesa w ogóle się nie kończy. I to z kilku powodów. Najpierw dlatego, że poczynając od pierwszej rocznicy niedoszłego zamachu co roku przed inauguracją obrad bada się pod względem zawartości piwnice budynku parlamentu. Dalej: co roku 5 listopada obchodzi się Guy Fawkes Day – dzień zakończony paleniem ognisk (Bonfire Night), połączonym ze spalaniem kukły Guya i pokazem sztucznych ogni. W popiołach ognisk zapieka się ziemniaki i jabłka – podstawę wieczornych przekąsek. Po trzecie: imię Guy było i jest raczej rzadkie, jednak zwłaszcza za oceanem jakiś czas potem zaczęto nazywać nim różnej maści rzezimieszków i przestępców, a potem określenie to przeniesiono na wszystkich mężczyzn, traktując je jako odpowiednik naszego „faceta”, „kolesia” albo „gościa”. Po czwarte wreszcie: Guy nosił się z hiszpańska – przez jakiś czas walczył po stronie hiszpańskiej w religijnych zmaganiach z protestanckimi Niderlandami – starannie przystrzyżony wąsik, wypielęgnowana broda. Maskę imitującą twarz Guya Fawkesa stworzył Davi Lloyd, ilustrator i współautor komiksu „V jak vendetta” (później przeniesionego na ekrany). Maskę upatrzyli sobie członkowie internetowych aktywistów Anonymous, ale ze względu na wyrazistość używają jej także dość powszechnie wszelkiej maści animatorzy protestów i demonstracji.