Rodzice Jana Chrzciciela mają swoje święto 23 września. Ta data nie jest przypadkowa.
Poznajemy ich zaraz na początku Ewangelii Łukaszowej. Oboje pochodzą z rodu kapłańskiego. Są bezdzietnym małżeństwem z długim stażem, które po latach zostaje wreszcie obdarowane męskim potomkiem. Zapowiada go anioł Gabriel podczas wieczornego nabożeństwa, które w świątyni odprawia Zachariasz. On też – podobnie jak w przypadku Jezusa – przynosi mu imię: Jan.
Ona – Elżbieta – jest w szóstym miesiącu ciąży, gdy przychodzi do niej Maryja. Dopiero co anioł Pana zwiastował jej, że zostanie matką Mesjasza i w dodatku bez udziału ojca, ale – spokojnie – dla Najwyższego nie ma rzeczy niemożliwych, czego najlepszym przykładem jest ciocia Ela właśnie (ciocia, bo według sporej części tradycji Ela jest siostrą rodzoną Ani – mamy Matki Boskiej).
Maryi anioł powiedział, że Elżbieta jest w ciąży. A Elżbiecie nikt nie powiedział, że jej siostrzenica też spodziewa się dziecka. Sama to poznała po tym, że Janek na głos swojej starszej kuzynki wchodzącej do domu swoich rodziców podskoczył w łonie swojej mamy niczym Dawid tańczący przed Arką Pana, gdy ją sprowadzał do Jerozolimy.
Najpierw urodził się Jan, pół roku później – Jezus. Jeszcze później Herod wydał rozkaz wymordowania niemowląt w okolicy: a Ain Karem gdzie mieszkali Zachariaszowie jest o rzut beretem od Betlejem, w którym urodził się Jezus. Więc komandosi Heorodowi zahaczyli też o Ain Karem. Pytają Zachariasza, gdzie jego żona z dzieckiem. A on na to, że nie ma pojęcia. Więc go zatłukli albo zadźgali, a jedna z legend mówi nawet, że przerżnęli piłą tak samo, jak proroka Izajasza. Tymczasem Elżbieta schowała się z Jankiem za wielkim głazem, który do dziś można oglądać w podziemiach franciszkańskiego kościoła Nawiedzenia w Ain Karem właśnie. Ale długo biedaczka nie pożyła, wcześnie osieracając Janka, który wkrótce udał się kawałek poza osadę i znalazł sobie mieszkanie pełne ciszy i spokoju w jednej z okolicznych grot, przy którym dziś jest następny kościół franciszkański Świętego Jana na Pustyni (lepiej przetłumaczyć to jako „odludzie” albo „pustkowie” a nie, żeby tam zaraz jakiś piasek był). Obok tego kościoła jest grób Elżbiety.
Z Zachariaszem jest kłopot większy. Bo u stóp Góry Oliwnej w Jerozolimie jest taki dziwny budynek z dachem w kształcie odwróconego lejka, o którym mówią, że to Grób Absaloma. A na ścianie jest inskrypcja, że tam też leży Zachariasz. Do końca nie wiadomo, czy chodzi o naszego Zachariasza czy o proroka, co ma swoją księgę w Starym Testamencie czy może o kapłana z 2 Księgi Kronik, o którego zabójstwie wspomina nawet Jezus (że go zamordowano między ołtarzem a przybytkiem). Podobno relikwia głowy Zachariasza spoczywa w Bazylice Świętych Janów na Lateranie w Rzymie, a reszta ciała w kościele świętego Zachariasza w Wenecji.
A co z tą datą? Legenda mówi, że Gabriel zapowiedział Zachariaszowi narodziny Jana w jedno z największych Świąt Izraela – w Jom Kipur. A to w przeliczeniu na nasze obchodzi się między połową września a połową października. Więc wybrano 23 września jako dzień wspomnienia Zachariasza i Elżbiety. Sześć miesięcy później – 25 marca – jest Zwiastowanie, w ramach którego Gabriel mówi Maryi, że jest w szóstym miesiącu Elżbieta, która uchodzi za niepłodną. A dziewięć miesięcy później – 24 czerwca – mamy uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela. I wszystko się zgadza: kalendarz liturgiczny nie jest zbiorem przypadków, ale konkretów.
[Obrazek – Jerónimo Ezquerra: Nawiedzenie (1730): Maryja wita się z Elżbietą, za Maryją stoi Józef, za Elżbietą – Zachariasz]