Bokser

Biskup Mikołaj, to chodzącą dobroć. Na pozór.

Niewinność ubogich panien ratuje podrzucając im pieniądze na posag. Żeglarzy wyciąga z morskiej topieli. Ubogich karmi i przyodziewa.
Ma w sobie jednak i jakąś gwałtowność. Katu miecz wyrywa z ręki, gdy ten ma życie odebrać za karę, fałszywie oskarżonym o zdradę trzem młodzieńcom. A na soborze w Nicei, w dyskusji z biskupem Ariuszem, wzburzony podchodzi i wali go z liścia w łeb. Za karę ląduje w więzieniu. Tu odwiedza go Jezus i daje mu księgę – na znak, że prawdy bronił. A potem przychodzi Matka Pana i przywraca Mikołajowi insygnia biskupie. Dlatego na ruskich ikonach Mikołaja z Jezusem i Maryją po bokach piszą.
Biskup Ariusz utrzymywał, że Bóg jest, ale w jednej Osobie, a Jezus jest stworzony, a nie zrodzony i współistotny Ojcu. Naukę tę potępiło grono biskupów, w którym był i nasz dobrotliwy, tudzież porywczy Mikołaj. I żeby było wiadomo, o co w chrześcijaństwie biega, ułożono „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego”. Niech się nam zatem biskup Mikołaj przypomina, gdy pacierz mówimy.
Przy okazji pozdrowienia dla Wszystkich z sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu (na zdjęciu), gdzie mnie dzisiaj słuchać muszą.