Złośliwi mówią, że franciszkanie dali nam świętego Franciszka (ewentualnie szopkę), a dominikanie – różaniec.
– Czy kobieta przy nadziei, tuż przed porodem, może wyśnić psa?
– Oczywiście, że może.
– …z kijem w pysku?
– To nic nadzwyczajnego.
– Z płonącym kijem w pysk? Z pochodnią?
Właśnie taki sen wyśniła pani Joanna Guzmanowa. Znalazł się ktoś mądry, kto jej wytłumaczył, iż dziecię, które lada chwila się narodzi, wyrośnie na kogoś wielkiego.
– Niech wyrasta, byle się Bogu podobał – westchnęła Joanna i pogłaskała swój wielki brzuch. A gdy się chłopiec szczęśliwie na ten świat dopchał, ochrzczono go imieniem Domingo – dla nas Dominik. Żeby nie było wątpliwości, kto jego nadzwyczajność, psem z pochodnią płonącą w pysku zapowiedziano, będzie firmował. Bo imię do pochodzi od łacińskiego „dominicus”, co można przetłumaczyć jako „pański” albo „należący do pana (do Boga)”.
Chrzest też nie obył się bez niezwykłości. Oto bowiem matka chrzestna, gdy ksiądz wodą oblewał głowę niemowlęcia, zobaczyła nad nią gwiazdę.
Nie wdając się w hagiograficzne detale – powszechnie dostępne – skupił potem w dorosłym życiu koło siebie braci, których przeznaczył, by szli na cały świat z pochodnią wiary, głosząc zwyczajne kazania. Oficjalnie towarzystwo „zarejestrowała” Stolica Apostolska jako Zakon Kaznodziejów. Ale na co dzień i tak zwano ich dominikanami. Najpierw od imienia założyciela – że byli uczniami i naśladowcami Dominika. Po wtóre z powodu nieco zabawnej gry słów, znów związanej ze snem mamy Guzmanowej: „Domini canes” to tyle, co „psy Pańskie”. Mieli oni – z Dominikiem na czele – wędrować niestrudzenie, więc atrybutem kaznodziejów stała się laska pielgrzymia i księga Ewangelii.
Dominik co prawda żadnego pisma po sobie nie pozostawił. Ale też – jak utrzymywali współbracia – nigdy w życiu nie zgrzeszył. Więc w rękę wkłada się mu lilię – znak niewinności i wolności od grzechu.
vBo też dominikanom zawdzięczamy w znacznej mierze ułożenie oraz praktykę modlitwy różańcowej – połączonych 150 Pozdrowień Anielskich na wzór 150 psalmów, jakie można znaleźć w Biblii. Różni inni – z kartuzami na czele – grzebali potem przy różańcu, dzielili na części i tajemnice. Ale to dominikanie wędrując od wsi do wsi zakładali bractwa różańcowe, jako ślad swojej działalności kaznodziejskiej.
Zbierając to wszystko razem można odmalować świętego Dominika z uwzględnieniem kilku ważnych drobiazgów: psem co pochodnię trzyma w pysku (pies często jest czarno-biały, jak strój dominiknaów), kulą globu ziemskiego, laską wędrowca, lilią niewinną i księgą Ewangelii, wreszcie gwiazdą nad głową, co świeci niezależnie od aureoli i różańcem u pasa. Dokładnie tak zrobił to Claudio Coello coś około 1685 roku. Zaczął od piedestału, na którym wypadałoby postawić kamienny posąg. Ale Dominika odmalował barwnego z krwi i kości. A na wierzchołku laski pielgrzymiej zamontował krzyż dominikański – czarno-biały z liliowymi zakończeniami ramion (jest on połączeniem krzyża z inicjałem imienia Maryi – „M”, symbolizuje konglomerat miłości i cierpienia, nawiązuje do cierpienia Maryi patrzącej na śmierć Jezusa i w ten sposób dedykowany jest matkom przeżywającym żałobę po stracie dziecka – to ciekawe, bo św. Jacek – pierwszy polski dominikanin – zasłynął przywracaniem do życia dzieci zmarłych).