Podobno umrzeć to to samo, co przejść z jednego pokoju do drugiego.
Transitus – tak się nazywa to, co spotkało Maryję na końcu ziemskiej pielgrzymki – przejście, które określamy mianem wniebowstąpienia. Ona nie była pierwszą. Coś podobnego spotkało już Henocha, który znikł bo zabrał go Bóg (Rdz 5,24) oraz Eliasza uniesionego w niebo na ognistym rydwanie (2 Krl 2,11). Z Maryją historia najbardziej podobna była do Mojżesza – który umarł i został pochowany, ale nie wiadomo gdzie jest jego ciało, więc pewnie w niebie (Pwt 34,6). Część apokryfów analogicznie wspomina o pogrzebie Maryi i o tym, że trzy dni później w jej grobie w miejsce ciała można było zobaczyć tylko zioła i kwiaty. We wszystkich tych przypadkach śmierć nie jest kresem, unicestwieniem ale przejść stąd – tam.
W Biblii jest jeszcze jedno frapujące przejście. Podczas uchodźdztwa z Egiptu Izraelici stają na brzegu Morza Trzcin. Pocą się ze strachu. Mojżesz posłusznie wyciąga rękę i laskę a wody morza się rozstępują. To jest pierwszy cud. Drugi polega na tym, że oni odważyli się wejść w wąski korytarz między ściany z wody. Choć złośliwi mówią, że ktoś – może anioł z nieba nawet – dał kopniaka Mojżeszowi albo nawet popchnął, żeby ten wszedł na suche dno jako pierwszy i pociągnął innych.
Kiedy ktoś pierwszy odważy się przejść, za nim ruszą inny. Taki jest sens i przesłanie święta Wniebowzięcia – żeby skruszyć nasz strach przed śmiercią. Bo to tylko przejście, jak z pokoju do pokoju.
Wokół nas i w nas roi się od przejść. Przechodzi: okazja albo szczęście koło nosa, przechodzi deszcz i dreszcz, burza i ciarki po plecach a czasem nawet ludzkie pojęcie. Człowiek przechodzi z klasy do klasy, przechodzi szkolenie, weryfikację, kwalifikacje i badania, przechodzi się na emeryturę i w stan spoczynku. Ubrania siedzących przy ognisku przechodzą dymem, szmer niezadowolenia przechodzi przez salę pełną oburzonych, którzy nie potrafią nad czymś przejść do porządku dziennego. Biedrzyńska z Zamachowskim śpiewają przejmującą piosenkę Pietrzaka „Czy te oczy mogą kłamać?” o kobiecie po przejściach i mężczyźnie z przeszłością…
Gdy ktoś umiera, mówimy że „odszedł”. Dopiero przy konaniu Jana Pawła zamiast o odejściu zaczęliśmy mówić o przejściu – „do Domu Ojca”. Na tym polega wniebowzięcie – to tyle, co przejście – niestraszne, nie ma się czego bać – jak z pokoju do pokoju. Spokojnie: tyle w życiu człowiek przeszedł i z tym przejściem sobie poradzi.
[W ramach ilustracji pozwalam sobie dołączyć kilka fotografii wizerunków związanych z Wniebowzięciem z kalwaryjskich kaplic Dróżek Matki Boskiej. Zdjąłem je kilka dni temu. Gdyby ktoś chciał je przejść ze mną i z Asystą Andrychowską – zaczynamy w sobotę 17 sierpnia o 9:00 przy 1. stacji Dróżek MB – zapraszam].