Kalendarz łączy w jednym dniu popularnych z imienia świętych: Kubę i Krzyśka. Pod warstwą patyny i blichtru kryją się ich niezwykłe dzieje.
JAKUB był – jak utrzymują średniowieczne legendy – kuzynem Pana Jezusa: ich mamy były przyrodnimi siostrami, córkami św. Anny. Tyle, że ojcem Maryi matki Jezusa był Joachim. Anna owdowiawszy powtórnie za mąż wyjść miała za Szlomo – Salomona, dlatego Ewangelie nazywają ją Marią Salome. A za męża miała Zebedeusza. Ich dziećmi byli Jakub oraz Jan Ewangelista.
Wraz z Piotrem i Janem Jakub tworzył paczkę najlepszych przyjaciół Jezusa: uczestniczył w Jego Przemienieniu, wskrzeszeniu córki Jaira i modlitwy w Ogrodzie Oliwnym.
Po Zesłaniu Ducha Świętego Jakub ruszył w świat, żeby głosić Dobrą Nowinę. Dotarł na Półwysep Iberyjski. Ale szału w odbiorze nie było, więc wrócił do Jerozolimy. Niepotrzebnie, bo gdy najwyższy kapłan się o nim dowiedział, wydał go w ręce Heroda Agryppy – wnuka Heroda Wielkiego – tego, który mordował niewiniątka. Agryppa kazał Jakuba ściąć. Wstępując na szafot miał w geście pojednania uścisnąć kata, który ledwo apostołowi głowę uciął, sam o chrzest poprosił, czym również na śmierć męczeńską sobie zasłużył.
Ciało Jakubowe ułożono w łodzi, którą zepchnięto w morze. Pomyślnymi gnana wiatrami dotarła na Półwysep Iberyjski, gdzie Jakub już raz działał. Z takim impetem łódź przybiła do brzegu, że ciało apostoła wypadło, a znalazłszy się na lądzie obrosło cudownie w kamień, który jednocześnie stał się sarkofagiem. Zaraz też pojawił się zastęp dzikich byków, które nikogo nie niepokojąc same z siebie ową skamielinę zaciągnęły na miejsce wiecznego spoczynku, do zamku pewnej księżniczki, która obaczywszy dziwny orszak z ujętym w sarkofag ciałem Jakuba najpierw kazała się ochrzcić, a potem w swoich dobrach grób mu urządziła.
Jakub miał się ukazać we śnie samemu Karolowi Wielkiemu i drogę do swego grobu mu ukazać. A gdy miejscowi stanęli do walki z Maurami, sam Jakub miał się zjawić na białym koniu i wojska chrześcijańskie skutecznie do boju poprowadzić. Jest to wdzięcznym tematem malarstwa w kręgach iberyjskich, przedstawiających Jakuba jako „Matamoros” czyli „Zabójca Maurów”.
Z czasem miejsce pochówku Jakuba uległo zapomnieniu. Objawił je dopiero deszcz spadających gwiazd. Rola, na którą upadły, okazała się kryć relikwie apostoła. Więc nazwano ją Polem Gwiazd (Campus Stellae – Kompostella). A „Santiago” – to tyle, co „Święty Jakub”. Tak nazywa się również blisko siedmiomilionowa stolica Chile. Miejscowości o nazwie Stantiago są również na Kubie, w USA, Kolumbii oraz 14 innych krajach.
Od imienia Jakuba pochodzą nazwy miejscowości i nazwiska (Jakubek, Jakubowicz, Jakubczyk, Jakubiec, Jakubowski, Jakubczak, Jakubik, Jakubiak i inne). Jakubówki – to wczesne gruszki, dojrzewające już na świętego Jakuba. W Polsce już są prawie nieznane. Uprawia się je jeszcze w Niemczech i w Czechach. Słodkie. Do deserów i ciast.
KRZYSZTOF podobno twarz miał nie ludzką, a… psią dlatego nazywano go Reprobus (Odrażający). Był osiłkiem. Za cel życia postawił sobie służbę najpotężniejszemu królowi. Znalazł takiego i służył mu, aż do chwili, gdy przekonał się, że jest ktoś potężniejszy, kogo król się boi – diabeł. Zaczął więc służyć szatanowi. I czynił to, aż do momentu, gdy przekonał się, że ten lęka się Chrystusa. Kiedy jakiś pobożny mnich opowiedział mu o Królu, który żył i umarł na krzyżu dawno temu, Reprobus podjął pokutę, wykorzystując swą siłę do przenoszenia ludzi i towarów na swych potężnych plecach przez bród na rzece Jordan. Aż raz trafił mu się do przeniesienia mały chłopiec. Reprobus zarzucił go sobie śmiało na ramiona i… omal się nie przewrócił, taki był ciężki.
– Dlaczego ty tyle ważysz – wysapał zdumiony.
– Ja jestem Chrystus, któremu pragniesz służyć. Wraz ze mną dźwigasz cały świat.
Kiedy tylko dotarli na drugi brzeg, Pan ochrzcił Reprobusa. Woda chrzcielna odmieniła jego wygląd, przywracając mu dostojną, ludzką twarz. I odtąd nie ma już Reprobusa – Odrażającego, ale jest Krzysztof – Christoforos – ten, który niesie Chrystusa.
Tak słodko ozłoconą legendę, krążącą po chrześcijańskim świecie od IV wieku, podaje Jakub de Voragine. Inni mówią, że Krzysztof był chrześcijańskim męczennikiem. Jeszcze inni, że nie opuszcza przestrzeni legend i podań. Bez względu na fakty – zawsze cieszył się nieustannym szacunkiem nie tylko tych, którym patronuje, ale także podróżujących, a zwłaszcza kierowców wszelkich pojazdów.
Krakowska kamienica na rogu Rynku i ul. Szczepańskiej nazywa się „Pod Krzysztofory” (nie „krzysztoforami”!) od wizerunku św. Krzysztofa. Takich Kamienic w Polszcze znajdziesz więcej, od Kazimierza nad Wisłą poczynając.
Wszystkim Jakubom i Krzysztofom – imieninowe serdeczności!