Jest pierwszym w Biblii ptakiem wymienionym z nazwy.
Hebrajskie to „orew” pojawia się w opisie potopu: Noe wypuszcza z dryfującej po wodnych bezkresach arki kruka na zwiady w sprawie ewentualnego odnalezienia lądu. Nic nowego. Dokładnie identyczną technikę nawigacyjną praktykowali starożytni żeglarze: pozbawieni radarów i dokładnych map zawsze zabierali na pokład klatkę z kilkoma krukami, by w odpowiednim momencie je wypuścić. Obserwowano, w którym kierunku ulatują. Gdy nie wracały, wnioskowano, że właśnie w tę stronę należy płynąć, by znaleźć ląd, na którym żarłoczne ptaszyska niechybnie znalazły wyżerkę.
W niektórych tłumaczeniach Biblii to właśnie kruk był tym, który z rekonesansu do Noego już nie wrócił – nie tylko w powodu lądu, ale także odnalezionej na nim padliny ofiar potopu, którą potraktował przez pryzmat własnego łakomstwa. W starożytności wierzono, że pisklęta kruka są tak żarłoczne, iż rodzice mając ich dość po prostu je porzucają, scedowawszy obowiązek karmienia bestii na Pana Boga. Dlatego śpiewa psalmista o Najwyższym: „On daje pokarm bydłu, pisklętom kruka to, o co wołają” (Ps 146,9), a Hiob pyta retorycznie: „Kto żeru dostarcza krukowi, gdy młode do Boga wołają, gdy błądzą ogromnie zgłodniałe?” (Hi 38,41).
Wracając do kruczych przygód Noego: żydowskie legendy mówią, że kruki najpierw były białe. Dopiero gdy zapuściły się między owe popotopowe trupy, nabrały barwy czarnej na znak nurzania się w pozostałościach przedpotopowych grzechów. Zaś tradycja chrześcijańska w arce Noego widziała symbol kościoła, a w krukach co z niej wyfrunęły – grzeszników, którzy wyrwawszy się z bezpiecznego pokładu eklezjalnego, stracili z Kościołem więź, oddając się plugawemu obżarstwu.
Kruki zrehabilitowały się dopiero przy okazji proroka Eliasza. Po tym, jak nawrzucał królowi Achabowi i przepowiedział trzyletnią suszę, musiał wiać na pustynię, w dolinę potoku Kerit (dzisiaj Wadi al-Charrar) Owo „Kerit” brzmi podobnie jak „caritas” czyli miłość miłosierna – skojarzono tym bardziej, że w miejscu, gdzie później działał Jan Chrzciciel Eliasza żywiły kruki, karmiąc go chlebem i mięsem. Gdyby przeprowadzić śledztwo, mogłoby się okazać, że nit tyle go żywiły, co on im podkradał zapasy – kruki bowiem, jak cała rodzina krukowatych (corvidae) – wykazują się niezwykłą dla ptaków inteligencją, co objawia się między innymi niezbywalną skłonnością do gromadzenia zapasów i upychania – w tym przypadku w szczelinach skalnych – kawałków jedzenia, ziaren, owoców itp. Przy okazji – lepiej nie dociekać z czego i w jakim stanie było to mięso, które kruki dostarczały Eliaszowi, zważywszy zwłaszcza ich padlinożerność.
Następnie ów motyw żywienia przez kruki, który pewnie trzeba traktować bardziej symbolicznie, jako akt Bożej opatrzności, niż czynność fizjologiczną, pojawi się w życiorysach Pawła, Antoniego i wielu innych pustelników. Kruki pilnowały do czasu pogrzebu ciała świętego Wincentego. Jeden kruk żarłoczny ukradł chleb świętemu Benedyktowi – to była błogosławiona wina, gdyż chleb był zatruty a kruk w ten sposób uratował był życie czcigodnego męża. Świętemu Oswaldowi natomiast kruk wskazał miejsce, gdzie należy wykopać studnię, by znaleźć życiodajną wodę. O tych zacnych postępkach nic pewnie nie wiedział święty Ekspedyt, skoro przedstawia się go jak depcze kruka albo wronę – to ze względu na odgłos wydawany przez zacne ptaszyska, przypominający łacińskie „cras” – co znaczy „jutro”, a Ekspedyt jest wzorem tego, by nie odkładać do nazajutrz tego, co należy zrobić dziś.
Można mieć kruczoczarną fryzurę albo brwi. I napawać się prawdą, iż kruk krukowi oka nie wykole. Dlaczego akurat oka? Bo wierzono, że konsumpcję ciał tych, co żyć przestali, kruki rozpoczynają od oczu właśnie. Aż mnie korci, żeby w tym miejscu coś z „Malowanego ptaka” Kosińskiego przytoczyć, ale kto czytał – ten wie, a kto nie czytał – temu obiad/kolacja smakować będzie lepiej.
[foto z sieci]