Święty Lucyfer?

Tak, tak: jest ktoś taki. Kalendarz kościelny wspomina go 15 maja.

I nie jest to ten Lucyfer, o którym myślicie – że diabeł sromotny – ale całkiem zacny biskup Cagliari na Sardynii. Lucyfer żył w IV wieku. Walczył z odrzucającym dogmat o Trójcy Świętej arianizmem. W tym celu zainicjował ruch religijny nazywany od jego imienia lucyferianami (arianie – to też określenie eponimiczne, pochodzące od imienia Ariusza, prezbiteria z Aleksandrii). Z tego powodu popadł w zatarg z cesarzem Konstancjuszem i musiał udać się na wygnanie, z którego pozwolił wrócić kolejny władca Julian Apostata. Zdarzyło mu się samowolnie wyświęcić innego biskupa, z powodu czego popadł w ekskomunikę, ale sprawę udało się wyjaśnić i po śmierci Lucyfera świętym ogłosić.

Cagliari – tak wygląda kościół św. Lucyfera.

Jak to możliwe, że ów święty biskup nosił tak – hm – dziwne imię? W IV wieku z co najmniej dwóch powodów nie budziło ono demonicznych skojarzeń. Po pierwsze dlatego, że to ładne imię. Oznacza tego, który niesie światło (od „lux”, „lucis” – światło i „ferre” – nieść). Po grecku mówi się „fosforos” a po hebrajsku „helel” – co można przetłumaczyć też jako syna świtu, jutrzenkę albo gwiazdę zaranną (taką nazwę – morgenstern – nosi broń chłopska z dawnych czasów: pika z ostrzem najeżonym sterczącymi dookoła na kształt gwiazdy szpikulcami). „Helel” oznacza także Wenus – gwiazdę, która świeci najmocniej i najdłużej – nawet jeszcze wówczas, gdy poświata wschodzącego Słońca przygasi pozostałe. Pod tym względem starożytne tradycje żydowskie zbiegły się w greckimi i rzymskimi.

Kaplica św. Lucyfera w katedrze w Cagliari.

Jak to możliwe, że tak piękne określenie zaczęto kojarzyć z samym diabłem? Trochę pomógł w tym prorok Izajasz, o którego owo „helel” odnosi się do upadłego Jaśniejącego, Syna Jutrzenki (Iz 14,12). Onegdaj chętniej szafowano także Lucyperem. Niby jedna literka, a różnica spora i wymowna. Bowiem o ile „ferre” znaczy nieść, o tyle „per” pochodzi od słowa „perdere”, które znaczy „stracić”. Lucyper – to ten, który stracił światło. A to stawia sprawę świętego biskupa Lucyfera i idącego w diabły Lucypera w zupełnie nowym – nomen-omen – świetle.