Owieczka i cap

…czyli rozmowa o odległości i bliskości.

Dziś w kościele usłyszeliśmy przypowieść o końcu świata – że będzie to tak, jakby pasterz oddzielał owce od kozłów, jedne stawiając po prawej a drugie – po lewej swej stronie.

W czasach Jezusa tak rzeczywiście się robiło. Późną jesienią albo wczesną wiosną pasterze przebywający ze stadami w polu nocowali przy ognisku – żeby się ogrzać. W stadach mieli (tak jest do dzisiaj) ciepłolubne kozy (i kozły) oraz mrozoodporne owce, gatunki chętnie i bez konfliktów przebywające razem. Kiedy więc wieczorem wpuszczali je do zagrody, pasterz oddzielał jedne od drugich – owce z dala od ogniska, dajmy na to na prawo, a kozły w pobliże ciepłodajnych płomieni, żeby się ogrzały. Przy okazji można było też policzyć towarzystwo i sprawdzić, czy się jakaś sztuka nie zawieruszyła.

Ja powiedziałem, że nie chodzi tutaj tylko o sąd nad światem. Ale także o sąd człowieka nad samym sobą, o poznanie siebie. Rabin by przypomniał, że człowiek ma dwie skłonności – do dobrego (jacer ha tow) i do złego (jacer ha ra). Taką potulną owieczkę i zadziornego capa nosi każdy w sobie. I ta owieczka mówi: podziel się bułką z głodnym, daj łyka spragnionemu, oddaj swoją bluzę słabo ubranemu. A kozioł się upiera: zjedz sam – mógł sobie zrobić kanapkę, nie pozwalaj mu upić bo zarazki i wirusy przejdą na ciebie, a ta stara bluza na pewno ci się jeszcze kiedyś przyda. A Jezus to wszystko ładnie podsumowuje: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych małych, Mnieście uczynili.

Leszek stwierdził natomiast, że podzielenie się jedzeniem, piciem czy ubraniem jest możliwe tylko wówczas, gdy jesteś naprawdę blisko drugiego człowieka – na tyle blisko, że go widzisz, ogarniasz jego potrzeby, możesz z nim zamienić słowo. I pojechał Leszek filozofem Martinem Heideggerem, który zauważył, że w dobie zdobyczy technicznych XX wieku znacznie zmniejszyły się odległości – w kilka godzin można dolecieć z Europy do Ameryki. Ale skurczenie odległości nie sprawiło, niestety, że ludzie stali się sobie bardziej bliscy. No tak – pomyślałem – siedzi familia na kanapie. Kiedyś gapiła się w telewizor, dzisiaj każdy trzyma nos w smartfonie. Oglądają na tych ekranach tropikalne lasy, futbolowe stadiony albo pełne ciuchów sklepy. Wszystko to na wyciągnięcie ręki. Zniknęły odległości. Tylko między nimi siedzącymi na tej kanapie bliskości żadnej nie ma…

Tak żeśmy sobie dzisiaj na ambonie rozmawiali o Ewangelii.