Był zakręcony na punkcie miłosierdzia wobec wszelkiej biedoty i kalectwa.
Miłosierdzie polega na tym, że przymyka się oczy a otwiera ręce.
Miłość do Boga najlepiej widać w trudzie rąk i w pocie czoła.
Dzielenie się tym, czego masz w nadmiarze, w spiżarni, jest co najwyżej filantropią. Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy dajesz biednemu ze swojego talerza.
Wincek był zakręcony na punkcie miłosierdzia wobec wszelkiej biedoty i kalectwa. To było pokłosiem pewnego zdarzenia z młodości. Ojciec wysłał Wincenta do szkół, do miasta. Naukę opłacił dzięki temu, że sprzedał ze swego majątku dwa woły. Gdy pewnego razu przybył odwiedzić swojego Wincka, ten wykrzyczał: niech wraca do swojej wiochy, bo robi mu obciach. Stary à Paulo był rzeczywiście strasznie brzydki i mocno utykał. Tak, Wincek przez czas jakiś wstydził się ojca. Az przyszedł moment, że zaczął się wstydzić tego wstydu. I tak ocknął się w nim człowiek miłosierdzia. Olbrzym miłosierdzia.
Do systematycznej opieki nad ludzką biedą Wincenty utworzył zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia zwanych Szarytkami (od „charité” – miłosierdzie). Nosiły siostry onegdaj uskrzydlone białe karnety – tak widowiskowe, że pokazywano je w filmach, zwłaszcza w scenach szpitalnych. Luis de Funes zrobił wyjątek sadzając jedna z szarytek za kierownicą motocykla z przyczepką albo samochodu. Kto jeszcze pamięta poczciwego Luis? Kto wie, że prywatnie był głęboko religijnym człowiekiem? To tak przy okazji…