Ko(t)lekta

Kolekta, to oficjalna nazwa zbierania ofiar na tacę w kościele (z łaciny: collectio, stad pochodzi „kolekcja”, „kolekcjone” a nawet „rekolekcje”).

W czasach komuny, gdy ludzie do roboty pociągiem lub autobusem jeżdżąc po drodze jeszcze dosypiali zdarzyło się w kościele w niedzielę: zakrystian idzie z koszyczkiem. „Bóg zapłać, Bóg zapłać”. Aż staje przed gościem, który jak w sam raz się zdrzemnął. Trąca go koszyczkiem. A gość mruczy nie otwierając oczu: miesięczny mam…

Głoszę misje w zacnej parafii. Wieczorna Msza. Pan kościelny po składce przeszedł. Zdarzało się już, że ludzie wrzucali na ofiarę guziki, kapsle, podkładki pod śrubki. Ale żeby kota ktoś wrzucił – pierwszy raz w życiu widzę.

No dobra, powiem jak było: to jest Rudek. Rudek jest kościelną łajzą, z lubością okupującą zakrystię z przyległościami. Zaraz po składce postanowił sobie poleżeć w koszyczku z ofiarami. I tyle. Nie ma o co zaraz jakiegoś halo robić. Tym bardziej, że na miejscowej plebani jeszcze trzy inne kocie potwory mieszkają i pies. Zamieszczoną tutaj serie zdjec proponuję zatytułować „Anatomia upadku”…