BUŹKI I KOMENTARZE

Na moich oczach zdarzył się wypadek. Było zaraz po burzy. Na jezdni sporo wody. Dość pusto na wlocie do miasta.

Przede mną jechało nie pierwszej młodości punto. Za nami nikogo. Przejechaliśmy remontowane rondo. Jesteśmy na środkowym pasie łagodnie opadającej estakady – prawy służy do zjazdu niebawem. Nagle z moim poprzednikiem zaczyna się dziać coś złego. Tył postanowił wyprzedzić przód pojazdu. Samochód zaczyna piruet, odbija się od barier rozdzielających pasy jezdni i staje w poprzek. Wygląda jak mops z pomarszczonym ryjem. Paruje rozbita chłodnica. Wszędzie dookoła walają się plastikowe szczątki. Prędkość był niewielka, siła uderzenia także. Z wnętrza rozbitka wysypuje się gromadka nastolatków – dwóch chłopaków i trzy dziewczęta. Zatrzymuję moją fiacinę na środkowym pasie. Włączam światła awaryjne. Podchodzę. Pytam. Nikomu nic się nie stało. Czoła nie obite, nikogo nie boli szyja. Żadnych zadraśnięć. Tylko chłopak, który siedział za kierownicą, rozpacza.

Prawym pasem przesuwają się powoli samochody. Żaden nie zwalnia, nikt nie uchyla szyby, nie pyta, czy pomóc. To dzieje się bardzo szybko. Wracam do samochodu po telefon. W tej chwili staje za mną radiowóz i włącza niebieskie „bomby”. Wysiada rosły policjant. Pytam, czy mam robić zgłoszenie. A on, że tak, bo oni są tutaj z innego powodu, odstawiają gdzie trzeba jakiegoś aresztanta i nie mogą się zająć wypadkiem. Będą tylko czekać na przyjazd kolegów. Wbijam 112. Opowiadam pani dyżurnej co i jak. Potwierdzam mój numer telefonu i nazwisko. Chociaż to nie będzie później potrzebne, bo nikt nie został poszkodowany i żaden inny pojazd nie ucierpiał.

Odjeżdżam. Pół godziny później na portalu zajmującym się lokalną sytuacją na drogach jest już zdjęcie tego, co przed chwilą widziałem na własne oczy. Ktoś zrobił i przesłał. Są też reakcje. Jedna piąta – to uśmiechnięte buźki. Pojawiają się komentarze w rodzaju „miszcz” i „barierka winna”, jak zazwyczaj w takiej sytuacji.

Zrobiło mi się niedobrze. Bo widziałem zdarzenie na własne oczy, z niewielkiej odległości. Nie było żadnej szarży ani brawury. Jechaliśmy nie więcej, niż 30-40 km/h – jestem tego absolutnie pewien. Z moim samochodem nie wydarzyło się nic szczególnego.

Są tacy, którym trudno zmierzyć się z nieubłaganymi prawami fizyki. Są i tacy, którzy nie mają nic mądrego do powiedzenia w takich przypadkach. Jedni i drudzy muszą się jeszcze sporo nauczyć. Reguła jest taka: jeżeli się nie odzywasz – robisz wrażenie niezbyt mądrego, jeżeli się odezwiesz – rozwiewasz wszelkie wątpliwości.

[foto z sieci]