Z jego powodu Żydówki co miesiąc mają Dzień Kobiet. A chemia zaprząta sobie głowę uniwersalnym rozpuszczalnikiem.
Historia jest – mówiąc krótko taka: Mojżesz zostawia tysięczne rzesze swoich rodaków u stóp góry, na której szczycie sam spotyka się z Najwyższym. Spotkanie nieco się przeciąga, do czterdziestu dni. Ludziska więc tracą cierpliwość, przychodzą do Aarona, brata Mojżeszowego i żądają, żeby ten sporządził posąg bóstwa, najlepiej na kształt byka – takie wizerunki widzieli w Egipcie. Aaron ulega presji, z precjozów zebranych wśród Izraelitów robi odlew, który staje się przedmiotem czci. Tymczasem Mojżesz wreszcie dogadał się z Najwyższym, wraca do obozowiska, trzyma zapisane obustronnie tablice z Dekalogiem i co zastaje? Bałwochwalstwo. Wpada w furię, Rozbija święte tablice, niszczy bożka, ściera go na proch, który potem miesza z wodą i każe pić pobratymcom. Można się tylko domyślać, że powoduje do wymioty i biegunkę – złoto jest trucizną. A trzeba pamiętać, że jesteśmy na pustyni i tak z łazienką jak i z papierem toaletowym jest nieszczególnie. W gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia dla trzech tysięcy mężczyzn, których Mojżesz każe przy okazji wymordować synom Lewiego. Mojżesz zachowuje się jak prorok zawodowiec – najpierw daje w kość rodakom, a następnie zwraca się do Najwyższego, żeby się nie gniewał. I cała historia kończy się dobrze (Wj 32).
Teraz przejdźmy do legend, czyli tego, czego w Biblii już nie znajdziemy. Aaron był nie w ciemię bity. Kiedy Izraelici przyszli do niego w sprawie odlania cielca, mówi im: musicie przynieść złoto, idźcie do swoich namiotów, niech wam żony dadzą zausznice, pierścionki i bransoletki. Kobiety przed wyjściem z z niewoli napożyczały od egipskich sąsiadek różnych dóbr – naczyń, sztućców i ozdób: nie po to, żeby to teraz na jakąś krowę szło – powiedziały i żadna z nich nie dała złamanego pierścionka. Panowie zrobili więc zrzutkę pośród siebie i tylko męskie ozdoby posłużyły do odlania Złotego Cielca. A kobiety Najwyższy nagrodził za lojalność (błogosławiona pazerność) tak, że co miesiąc dzień nowiu Księżyca jest świętem – jakby Dniem Kobiet. Panie wówczas nie pracują, ubierają się odświętnie, oczekują nadskakiwania i komplementów. I tak co miesiąc – a nie, jak u nas, 8 marca. I zawsze na nów Księżyca. Bo Księżyc nie świeci, tylko odbija światło, a ze złotem jest dokładnie tak samo – ono błyszczy opromienione blaskiem słonecznym.
Kiedy Aaron rozpalił ogień, umieścił nad płomieniem wielką kadź, do której wrzucał przyniesione przez mężczyzn precjoza. Na koniec został mu jeszcze pierścień. Nosił on wizerunek byka, a wewnątrz miał napis „JHWH” – imię Boga, które z szacunku wypowiada się inaczej – ADONAI. I kiedy Aaron wrzucił ów pierścień w ogień, z kadzi natychmiast wyszedł złoty cielec.
Przypuszcza się, że cielec nie został odlany w całości. Najpierw wyrzeźbiono jego sylwetkę z drewna, a potem pokryto je cienką złotą blachą. Ciekawy jest natomiast sposób utylizacji posągu do takiej postaci, iż jego pozostałości mogły być podane wiarołomnym Izraelitom do spożycia. Posąg mógł być po prostu rozdrobniony – rozbity i zmielony na maleńkie kawałeczki, nawet do postaci pyłu. Przypuszczeniom odnośnie mechanicznej destrukcji Złotego Cielca towarzyszą także teorie chemiczne. Pierwsza wspomina o wodzie królewskiej, czyli mieszaninie kwasów solnego i azotowego, podobno już w starożytności używanej do „roztwarzania” złota i srebra. Woda królewska wielce przysłużyła się w procesie poszukiwania kamienia filozoficznego. Jest jeszcze przypuszczenie, iż Mojżesz wyniósł z Egiptu – wszak wychował się na królewskim dworze i tutaj mógł odebrać odpowiednią edukację – umiejętność rozpuszczania czy roztwarzania złota we wrzątku z dodatkiem saletry, ałunu i soli kuchennej. Przy okazji: do któregoś ze sławnych naukowców przyszedł student i zwierzył się, że ma zamiar wynaleźć uniwersalny rozpuszczalnik, który jest w stanie rozpuścić wszystko. – Ale w jakim naczyniu byłbyś go w stanie przechować? – spytał uczony mąż.
Cielec był pierwszym wizerunkiem zwierzęcia, sporządzonym przez Izraelitów na pustyni. Drugim był wąż z brązu – spojrzenie skierowane nań miało uzdrawiać tych, których pokąsały jadowite węże.
Czym był Złoty Cielec? Nowym Bogiem? To jedna z hipotez. Izraelici nie tak sobie wyobrażali wyjście z Egiptu i całe to uwolnienie. Działania Najwyższego nie przystawały do ich oczekiwać, w związku z czym postanowili dokonać konwersji na rzecz cielca ze złota.
Kolejne przypuszczenie jest taki, że odlanie Złotego Cielca miało charakter błagalny. Metalowe zwierzątko miało być czymś w rodzaju podnóżka lub tronu dla Najwyższego. Złoty Cielec miał być zachętą, by Pan zstąpił z góry, na którą wdrapał się jedynie Mojżesz i by dał odczuć swoją obecność wszystkim.
Jest jeszcze jedna teoria: Złoty Cielec był próbą skonkretyzowania Boga. Co z tego, że Pan Bóg jest wszędzie, skoro jest niewidoczny, bezkształty, niekonkretny? Więc nadajmy mu formę. Ale wraz z nią próbowano Najwyższemu określić granice: przebywasz we wnętrzu tego wizerunku, cielec – to Ty, a reszta wokół Ciebie – to my i nasz świat. To dlatego Dekalog zawiera zakaz czynienia wizerunku Najwyższego: żeby człowiek nie próbował Go zamknąć w jakimś kształcie czy przestrzeni. Dlatego Złoty Cielec jest bez sensu.
Historia Złotego Cielca pojawia się także w Koranie, w najdłuższej surze Księgi, zatytułowanej po prostu „Krowa”. Mamy tutaj nie tylko nawiązanie do wydarzeń opisanych w biblijnej Księdze Wyjścia, ale także wskazówki dotyczące zakazanych potraw (w tym wieprzowiny) oraz napomnienia do zbrojnej w
alki: „Gdziekolwiek oni będą walczyć przeciw wam, zabijajcie ich! – Taka jest odpłata niewiernym!”.Złoty Cielec jest dzisiaj synonimem pożądanych, uwielbianych i czczonych dóbr. Bywa synonimem tego, co dla człowieka jest najważniejsze. Złotym Cielcem są w pierwszej kolejności pieniądze. W języku greckim Złoty Cielec, to „mammonos” – od Mamona, bożka bogactwa, o którym wspomina także Ewangelia (nie możecie służyć Bogu i mamonie – por. Łk 16,1nn).