Tak mój kolega Leszek powiedział dzisiaj w kazaniu. Ale to moja wina: sprowokowałem go.
Bo to ja, jak zawsze, zacząłem. Najpierw od historii o wiejskim popie, który codziennie wstępuje do nieba. Wieść o kimś takim niezwykłym jeszcze w czasach carskich dotarła do Moskwy. Wysłano więc dziennikarza, żeby rzecz obadał i obśmiał. Żurnalista dotarł do wioski wieczorem. Przedrzemał noc w przycerkiewnych krzakach. Skoro świt pop wyszedł ze swojej chałupy. Dziennikarz przyczajony ruszył w ślad za nim. Po chwili duchowny wszedł do pochylonej chatki za wsią. Kiedy moskiewski wysłannik przywarł do okopconej szybki małego okienka, ujrzał, jak pop rozpala w piecu, stawia na blasze garnek z mlekiem, potem drobi kromkę chleba i cierpliwie karmi niedołężną staruszkę, przykutą wiekiem i chorobą do łóżka. Kiedy redaktor wraca do Moskwy i pytają go, co widział, odpowiada, że popa, który rzeczywiście wstępuje do nieba, a może jeszcze dalej…
Wiem, to jeszcze niewiele ma wspólnego z bocianem. Ale pozostają w atmosferze Prawosławia powiedziałem, że we wschodnim chrześcijaństwie na Wniebowstąpienie mówi się z greki „Analepsis”. To słowo, znane również u nas. Najpierw w literaturze. Oznacza „retrospekcję”. Oglądaliście film „Forrest Gump”? Ja tylko kawałkami, bo po lekturze książki Grooma strasznie mnie ten film męczył. Ale obraz zrobiony jest tak, że Tom Hanks siedzi na ławce i wspomina przeszłe przygody. Taka forma opowieści, to właśnie „analepsis” – powrót do przeszłości, do dawnych wydarzeń i stanów. I tu jest drugie znaczenie tego terminu. W medycynie „analepsis” oznacza powrót do przytomności po omdleniu, powrót do życia.
To ciekawe – zauważył Leszek – bo oznacza, że w akcie wstąpienia do nieba Jezus wraca tam, skąd przyszedł. Życie pochodzi z nieba. I tutaj mój kolega błysnął bocianem, cytując… Norwida, który tłumaczył przekonanie o bocianiej sprawce właśnie tym: że życie pochodzi z nieba.
Więc ja przypomniałem sobie jeszcze stary midrasz, który utrzymuje, że owocami Drzewa Życia w rajskim ogrodzie są ludzkie dusze, które aniołowie zrywają i składają w specjalnej skrzyni, skąd Najwyższy je dobywa i posyła na świat, ubierając w ludzkie ciało. Oczywiście z punktu widzenia naszego katechizmu jest to niemal herezja, ale jeśli ów midrasz potraktować jako przypowieść, nawet nieźle się z „analepsis” uzupełnia.
Konstatacja była taka, że na początku okresu Paschalnego, w Popielec, mówi się człowiekowi: z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Tak, to prawda, w odniesieniu do ciała. Ale gdy idzie o życie w ogóle, o tchnienie życia, to w swoje Wniebowstąpienie Jezus mówi: z nieba wyszło życie i do nieba wraca.
Leszka za te bocianie skojarzenia pokarało, bo nam do kościoła dzisiaj dwie jaskółki oknówki wleciały. Całą Mszę latały jak cały Dywizjon 303 i darły japy, kiedy Leszek mówił, a milkły, gdy ja się odzywałem. Może dlatego, że je postraszyłem sidłem ptaszników (Ps 124,7), a mój kolega tylko świętym Franciszkiem próbował się zasłonić i świętym Augustynem, który mówił, że we Wniebowstąpieniu odnawia się młodość Jezusa, jak orła. Więc sprostowałem, że Gustek nie sam to wymyślił, tylko wyjął tego orła z Psalmu 103, jako iż starożytni byli przekonani, że orły nie umierają, ale na starość lecą w stronę Słońca, które ich stare pióra spala, a królewskim ptakom nowe w ich miejsce wyrastają. Na co oknówki znowu – latając po kościele – wrzask podniosły, nie wiadomo: z zazdrości, czy z pokory.
Już poniewczasie przyszło mi do głowy, że taką historię, jak ta o popie wstępującym do nieba, słyszałem także i o rabinie i – żeby uprzedzić pytania od razu powiem – że nie słyszałem o żadnym księdzu. Ale ta myśl była czymś w rodzaju „l’esprit de l’escalier” – ideą, która przychodzi do głowy „na schodach”, za późno. I tak zaczęło się niewinnie od bociana, który dzieci przynosi, a skończyło na analepsjach i schodowych espritach.
O Wniebowstąpieniu pisałem jeszcze tutaj:
https://stacjaniebo.pl/2021/05/w-niebo-wstapili/
https://stacjaniebo.pl/2022/05/cerkiew-i-meczet/
https://stacjaniebo.pl/2022/05/rosyjska-swieczka/
https://stacjaniebo.pl/2020/05/dwa-wniebowstapienia/