W ósmym rozdziale Dziejów Apostolskich jest historia spotkania diakona Filipa z dworzaninem królowej Etiopii, szczęśliwie zakończona chrztem tego drugiego.
Dworzanin – a dokładnie „dworski urzędnik”- tak tłumacze Biblii Tysiąclecia przełożyli greckie słowo „eunouchos”. Ksiądz Wujek użył tutaj słowa „rzezaniec”, a tłumaczenie ekumeniczne wprost nazywa go eunuchem. Dlaczego nasi współcześni tłumacze nie po raz pierwszy posłużyli się pruderyjnym eufemizmem? Nikt pewnie nie wie, prócz nich samych.
Eunuch – tak, wiem, dla niektórych to może być brzydkie słowo, budzące głupkowate uśmieszki. Więc może warto przypomnieć: to chłopiec / mężczyzna okaleczony w taki sposób, że nie może zostać biologicznym ojcem. Słowo pochodzi z greki. „Eune” – to łoże, a „echein” – to trzymać, mieć. Eunuch oznaczał „strażnika łoża, alkowy czy sypialni dawnego władcy i jego żon – bo tych zazwyczaj było wiele. Termin ten rozumiano czasami także jak określenie człowieka, który w łożu jest sam – z powodu wiadomych braków.
Ktoś powie, że się czepiam. W sumie jakie to ma znaczenie? Filip ochrzcił Etiopa – w czasach biblijnych mówiono „Kuszytę” i co stan jego krocza ma do rzeczy? Otóż – ma. Cała ta historia oznacza bowiem, że w odróżnieniu od Starego Przymierza – Nowe jest dla wszystkich, którzy uwierzą w Jezusa. Etiop może wejść do Kościoła (z dużej) i kościoła (z małej litery). Nie mógłby wejść do świątyni w Jerozolimie z dwóch powodów: bo był obcym, Kuszytą oraz ponieważ był eunuchem, rzezańcem, kastratem – a taki „nie wejdzie do zgromadzenia Pana” (proszę sprawdzić Pwt 23,2 – boję się zacytować w całości, żeby kogoś nie urazić).
Kiedy „eunucha” nazywa się „dworskim urzędnikiem”, brzmi to być może bardziej dostojnie i smakowicie. Ale zapewne traci na tym bezpowrotnie głębia przekazu.