Beczka

Lubię lektury okolicznościowe. Dziś podczytywałem Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”.

Marek Edelman mówi:

Wi­dzia­łem kie­dyś na Że­la­znej zbie­go­wi­sko. Lu­dzie tło­czy­li się na ulicy do­oko­ła becz­ki – zwy­czaj­nej drew­nia­nej becz­ki, na któ­rej stał Żyd. Był stary, niski i miał długą brodę.
Przy nim stało dwóch nie­miec­kich ofi­ce­rów. (Dwóch pięk­nych, ro­słych męż­czyzn przy małym, zgar­bio­nym Ży­dzie). I ci Niem­cy wiel­ki­mi kra­wiec­ki­mi no­ży­ca­mi ob­ci­na­li Ży­do­wi po ka­wa­łecz­ku jego długą brodę, za­śmie­wa­jąc się do roz­pu­ku.
Tłum, który ich ota­czał, też się śmiał. Bo obiek­tyw­nie było to na­praw­dę śmiesz­ne: mały czło­wie­czek na drew­nia­nej becz­ce z coraz krót­szą brodą, gi­ną­cą pod kra­wiec­ki­mi no­ży­ca­mi. Jak gag fil­mo­wy.
Nie było jesz­cze getta, więc w tej sce­nie nie czuło się grozy. Z Żydem prze­cież nic strasz­ne­go się nie dzia­ło: tyle że można go było bez­kar­nie na tej becz­ce po­sta­wić, że lu­dzie za­czy­na­li już ro­zu­mieć, że to jest bez­kar­ne, i że bu­dził śmiech.
Wiesz co? Wtedy zro­zu­mia­łem, że naj­waż­niej­sze ze wszyst­kie­go jest nie dać we­pchnąć się na becz­kę. Nigdy, przez ni­ko­go. Ro­zu­miesz?

W powstaniu w Getcie nie chodziło o zwycięstwo militarne, o pokonanie wroga. Chodziło tylko o ty, żeby nie dać się wepchnąć na beczkę.

PoSłowie: Niemcy z chorą, drapieżną lubością strzygli zarost pobożnych Żydów: żeby ich ośmieszyć, poniżyć, żeby odebrać tożsamość, wreszcie – jak naiwnie myśleli – żeby odebrać im przychylność Najwyższego. Mało kto wie, ale przed Niemcami robili to Amerykanie: odcinali warkocze Chińczykom – imigrantom, tanim robotnikom – żeby nie mogli wrócić do Ojczyzny. Ten warkocz był zdaje się znakiem lojalności i posłuszeństwa cesarzowi. Brak warkocze oznaczał zdradę a więc śmierć. Amerykę zbudowała praca za grosze ludzi, którzy nie mieli dokąd wracać.

(zdjęcie z sieci)